Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 grudnia 2023

MOKRADŁA

 


W moczarowych wichrów lamentach,

W grzebieniach sitowia – krzyki mew.

Ciemność – w wodnych oczu odmętach,

Na bagnach rozpacz kikutów drzew.


Żywy – lecz czemu jak widmo błądzi?

Samotny człek chłonie mrok głuszy.

Tu, na mokradłach, pomór rządzi,

A głosy martwych sycą uszy.


Wśród błota jarzą się istoty,

Niewieścich ciał przybrały żądze.

Lekki, jedwabny kształt ciepłoty.

Pobladł, przeklął i rzekł: – „Odchodzę”.


Nie zdążył nawet zrobić kroku,

Już w dzikie wino zaplątany.

Kamienne ramię drży w amoku,

Topnieje żołnierz ołowiany.


I w halkach warkocze komety,

W lędźwiach pocałunków potoki,

Głodne czułości są kobiety.

- Władczy płomień dziesięciooki.


Gubiąc całun w śmierć się zmieniają,

Z ust wyrwany przeraźliwy jęk,

Stwory zewsząd go otaczają,

Szpony dzielą odzienie i lęk.


Zbudzony – Mrok z oczu przeciera,

Splamionej koszuli widzi len.

Gorąca szrama mu doskwiera.

-”Spokojnie to był sen. – Tylko sen...”

***


Kolejny utwór z  kapsuły czasu (26 października 2009)

jakieś takie właśnie klimaty mnie wówczas zajmowały. :))





Czy ktoś wybiera się na tańce na Sylwestra?


No i co z Sylwestrem Marzeń TVP?




środa, 27 grudnia 2023

LIST


Jak koraliki nanizane na nić -

serdeczne znaki na linii kilku żyć.

Zdania, opinie, niewypowiedziane… 

Żarliwe frazy dosłownie składane.

 

Odkryją prawdę sens słów czytanych,

Wyryją w pamięci treść przytaczanych

kolejny raz, całej rzeczy przyczyna:

- Gdy jedno kończy, a drugie zaczyna...


(6 lutego 2010)


Ten wiersz jest bardzo stary i wydaje się nieaktualny. Ktoś może nawet powiedzieć, że epistolografia to już przeżytek. W dobie internetu i telefonów komórkowych oraz platform społecznościowych pisanie listów  stało się oszczędne i nawet podczas świąt sprowadza się do "wklejenia" ogólnych życzeń w mediach społecznościowych, krótkiej wymiany zdań za pomocą emaila, messengera, sms-a oraz reakcji w postaci serduszka lub kciuka. Generalnie takie postępowanie nie jest rzeczą złą. Ale naszła mnie taka refleksja, że jeśli ludzie przestają do siebie pisać, a ich wiadomości z roku na rok są coraz krótsze, to znaczy, że nie mają sobie wiele do przekazania, a ich relacje są w zasadzie powierzchowne. Czy tak chcemy żyć i czy tego naprawdę pragniemy?


niedziela, 24 grudnia 2023

Wiedźminskiego terminatora przypadki XVI

 Zaiste dziwne było to królestwo. I nikt nie wiedział, jakim cudem ono właściwie funkcjonuje? Królowa w nocy spać nie mogła, bo co rusz spazmów i migren dostawała, między posiłkami - globusa, a duszności męczyły ją na  samą myśl, kiedy tylko skarbnik królewski do jej komnaty miał zapukać. Sam mistrz prowadzenia ksiąg przychodów i odchodów, dostawał nerwicy natręctw, kiedy tylko miesięczne sprawozdanie, czy zaplanowany budżet państwa do podpisania miał dać. Albowiem jej miłość wielce nie lubiała rachować i koronny skarbiec na zbytki trwoniła: wszelkie pozory i utrzymanie dworu kosztowało bowiem krocie, nie wspominając o innych państwowych wydatkach: przyjmowaniu zagranicznych poselstw, wspieraniu kuglarzy (zwłaszcza mało komu znanych wędrownych celebrytów) i dbaniu o oprawę artystyczną podejmowanych przez jaśnie państwa gości. Bo trzeba wam wiedzieć, że biesiadować w tym królestwie lubieli wszyscy: od stajennych i pastuchów, poprzez pomywaczki i pokojowe, kończąc na jaśnie państwu właśnie. Król Ferdynand  bez Zęba na Przedzie wielkim był "patriotą" i lubiał się otaczać podobnymi sobie "patriotami". A każdego, kto mu się w chwili słabości, to znaczy odwagi, sprzeciwił, bez ceregieli między oczy bił, nie bacząc na argumenty. Król na zagranicznych wyprawach zbrojenno-łupieżczych zęby swoje zjadł. Od maleńkości jednak żywił okrótny wstręt do nadwornego kowala, który jako wyrwiząb pokątnie sobie dorabiał, toteż odwiedzać go nie zamierzał. Owa historia odrazy sięga czasów odległych, kiedy jako pacholę  przyłapał rzeczonego kowala z rodzoną matką - królową Błoną na intymnej schadzce w królewskiej łożnicy. Ten widok tak zapadł młodemu Ferdkowi w pamięci, iż przestał o higienę jamy ustnej dbać.  Incydent ten uczynił więc w królewskim uzębieniu straszliwe spustoszenie. Stał się też powodem od krórego król dostał swój przydomek - Ferdynand bez Zęba na Przedzie.


***

Żywia popatrzyła jeszcze raz na rubieże tego cudacznego państwa i postanowiła pójść dalej. Jako znajda, nie była przynależna żadnemu stanowi, ani jako chłopi - ziemi, ani jak rzemieślnicy do swego warsztatu, toteż nie było jej żal zostawiać miejsca, które choć znała, do końca jej nie było. Zanim opuściła chatę alchemika obiecała mu, że będzie do niego zaglądać,  ilekroć tylko będzie w okolicy i poszła dalej. Za nią od drzewa do drzewa poczłapał nieszczęsny bies. Nie było mu łatwo gdziekolwiek się skryć, bo poroże urosło mu ogromne i często nim o gałęzie w lesie  zawadzał. Przestał też odwiedzać przydrożne karczmy, bo nie dawał rady przez podwoje wejść, no ale robił co mógł, by pozostać niezauważonym.

cdn.



czwartek, 21 grudnia 2023

MRÓZ

   

niewierną noc

porywczy wiatr

na wskroś mroźnym

 obdarzył spojrzeniem

w tej jednej z chwil

jej cały świat chciał zmienić w pył 

tak straszył ją 

tak groźnie wył

 nad ranem zmilkł

nagły paraliż zażegnany


popatrz porcelanowe drzewa

ich ramiona sięgają prawie nieba


popatrz tarzają się chmury po ziemi

morskie fale spieniły szczyty gór 


w jarach oczekiwanie na odwilż

 na spojrzenie stu słońc warte

dziś przetkane kryształem






wtorek, 19 grudnia 2023

Gwiazdozbiory


w oddali nic

 tylko wiatr

gdziekolwiek spojrzeć

 naga noc

przystrojona 

w najcenniejsze klejnoty

 miliardy oczu 

spoglądają w górę

i w zachwycie płoną



Image via NASA



piątek, 15 grudnia 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XV

 Dni mijały, Żywia spędzała je zwykle w otoczeniu zwojów i starodruków. I kiedy tylko jakieś zaklęcie sobie chciała przyswoić, zaraz je ćwiczyła, by lepiej zapamiętać. Prowadziła przy tym księgę, gdzie spisywała swoje obserwacje, przyczyny i skutki zamawiania, wpływ na otoczenie, tudzież na pogodę. Praktykowanie kończyło się zwykle długimi  wędrówkami w głąb siebie i po drzewie życia; czasem w dół i  na zewnątrz przez portal, którego przekraczanie nie sprawiało jej teraz większych trudności. Chyba, że Leszy ją przy tym zoczył i zaraz na kraj lasu chciał odprowadzić. Żywia dobrze wiedziała do kogo ów głąb kniei należy, ale i tak tam ciągle wracała. Podczas tych  wiedźmińskich podróży odnajdywała swoją siłę. Nikomu nigdy nie zdradzała, gdzie szuka swego światła. Źródło mogłoby stracić moc i ona o tym wiedziała. Chroniła je więc swym milczeniem. 

Portal jasnym błyskiem otworzył się automatycznie wśród drzew i zamyślona Żywia przekroczyła próg, by wrócić do komnaty, gdzie ostatnimi czasy pomieszkiwała. Nagle pojawił się w niej gospodarz.

-Tynktura niegotowa, a ty sobie wycieczki urządzasz?! -okrzyczał ją alchemik – zaraz mi tu wracać do roboty! Tyle mamy zamówień przed nowym  rokiem! Żartowanie z czeladnika było bowiem w dobrym tonie, a tradycję, jak wiadomo, należy przekazywać z pokolenia na pokolenie, tak jak wianki rzucane przez dziewczęta na wodę w Małą Nockę , jesienne dziady , czy dekorowanie wiecznie zielonego drzewka.

- Szukałam w lesie drzewka - odparła  zaskoczona. Chciałam ci chatę do świąt igliwiem przybrać, jemiołę zebrać i siankiem kąty powyścielać. Przyszłam się u ciebie schronić, a tyś mnie diabłu za parę miedziaków sprzedał! - nie wytrzymała.

 I widać było dobrze, że Żywia nie żartowała. Alchemik chciał jakoś zmienić temat i do zbioru ziół natchnąć i  zachęcić zanim całkiem co żywe przymarznie, ale Żywia nie odpuszczała.

- Już więcej pod ziemię do diabłów nie wrócę! Ten któregoś nasłał, niepotrzebnie tu przychodzi i w okna zagląda. Niech sobie diablice w ich alkowach odwiedza, ja nie mam nic do tego.  

Po tej rozmowie Żywia nie na żarty zaczęła myśleć o odejściu. Miała wszystko, co trzeba, żeby zacząć własną praktykę.

cdn.



poniedziałek, 11 grudnia 2023

EFEMERYDA

  

boi się śmierci

boi że utraci swe przyzwyczajenie

boi się żyć

odczuwa lęk przed nieznanym

a gdy usypia 

dręczy go niezręczna myśl 

że ma tylko siebie

i tylko przez tę chwilę

 gdy w końcu uśnie

śpi zwinięty jak embrion

ufa że nazajutrz podniesie powieki 

a źrenice udźwigną znajomy mu świat


***


„(…) życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka.”

Éric-Emmanuel Schmitt, Oskar i pani Róża


sobota, 9 grudnia 2023

Gęsi


któtko przed odlotem

moknie łąka

 podparła się lasu płotem 

i czeka rozwiązania

właśnie gęsi sejmikują

skubią trawę pogęgują

licząc na ostatnie kłosy

utworzyły forum

 obradują stadnie

jak przed łowcą ustrzec pióra

jak się w szyku stawić zgrabnie

dokąd ich powiedzie która

kwestie przeszły ustawowo

wybierając wu godzinę

zostały na zimę




czwartek, 7 grudnia 2023

Brown Sugar - opowiadanie retro

 

   Zagrały dzwonki. Wyszła w pośpiechu z  pracowni kapeluszy. Wpadła na przechodnia i niechcący upuściła maleńką torebkę. Nieznajomy podniósł ją i podając kobiecie zapragnął uchwycić jej wzrok. Podziękowała skinieniem głowy, sprytnie omijając natarczywe spojrzenie. Niespokojne rzęsy rzuciły cień na zaróżowione policzki i tylko szklane oko etoli z lisa, burzyło nastrój pierwszej tęsknoty. Był pewien, że się speszyła. Chciał powiedzieć coś jeszcze, prócz zdawkowego: -Proszę, cała przyjemność po mojej stronie… Tymczasem już odchodziła przy akompaniamencie obcasów, które stukały o bruk swym wysokim staccato. Zaciekawienie rosło z każdą chwilą. To tak jakby jarzmo zegarów i kalendarzy nagle przestało istnieć. Jakby niesforne perpetuum mobile cofnęło jego osobę jakiś wiek wstecz. Postanowił odkryć tajemnicę. Wytropić złudzenie. Spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Skręciła w nasycone klaksonami wielkomiejskie zakamarki. Przez chwilę stracił ją z oczu, ale wkrótce pośród tłumu rozpoznał mały kapelusik przepasany wstążką, zwiniętą na boku jak muszla.

Trzy schody w dół dotykając gładkiej jak lód poręczy.  Ktoś pytał o ogień. Bez namysłu sięgnął do kieszeni. Płomień jak złoty wąż wypłynął z zapalniczki i za moment zgasł. Wszedł do środka i nagle zmienił się świat. Promienie z zawieszonej pod sufitem kuli tworzyły przekątne między jedną, a drugą ścianą, krzesłem, stołem, a sceną. Wokół rozbrzmiewał kawiarniany gwar. Nieliczne pary tańczyły, inne przy małych, okrągłych stolikach z lampką demonstrowały wszem i wobec swoje podwojenie. Wielu mężczyzn oblegało bar. Byli tam robotnicy, znużeni pracą urzędnicy i tacy jak on – przypadkowi przechodnie.

Zapadła cisza – ale tak naprawdę nie pamiętał – może przebiegł między ludźmi jakiś szmer? Kiedy wchodziła na scenę zdawała się płynąć. Zanuciła wers. Rysy na twarzach publiczności zelżały i prosiły o jeszcze. W rytm łomotało serce.  

-Zdejmij kieckę! – zaryczał z tyłu kompletnie pijany gość. 

Wtedy stała się dziwna rzecz, przypadkowy mężczyzna ścisnął dłonie w pięść i runął na niego masakrując mu twarz. Bił bez opamiętania, oszołomiony swą siłą i złością. Aż ochrona musiała rozdzielać zwarte w uścisku ciała. Niedoszłego obrońcę dwóch osiłków wciągnęło na zaplecze, gdzie otrzymał dodatkową serię kuksańców. -Tak, żebyś dobrze zapamiętał – śmieli się, gdy zwijał się z bólu. W końcu wylądował na bruku, od tyłu - tam, gdzie walały się stare kartony, a dzikie zwierzęta przychodziły na żer. Podnosząc się zobaczył swą twarz w kałuży: krew z nozdrzy spływała na pomarszczoną tarczę księżyca, która  w tej chwili się w niej odbijała. Nagle drzwi, które zwarły się z hukiem znów skrzypnęły. 

-Lepiej już nic nie mów – zaprotestowała podkreślając gestem ręki swój stanowczy ton.  

-Byłeś pewien, że to ja potrzebuję opieki, a pomocy potrzebujesz ty… – powiedziała przykładając mu do twarzy chusteczkę.


14 grudnia 2011

niedziela, 3 grudnia 2023

CYRK

 


CYRK


 sztukmistrz uczepiony nieba

 uczy nas balansować

między wszystkimi a wszystkim

 wiatr huśta lampiony

publiczność śmieje się do łez


 każdy ruch zaprzecza grawitacji

i nagle kuglarz znika

jak połknięty chwilę wcześniej ogień

na widowni rosną kapelusze 

w siebie odchodzimy   

w ramiona swoich płaszczy







czwartek, 30 listopada 2023

Przebudzenie

w nocy zbudziła mnie sowa

  nieznany odgłos

 jakaś obca mowa

najwyraźniej ptaszysko

siedziało na kominie

szydziło sobie z nas

 z naszych przyziemnych snów

kpiło z ludzkich wad

i dwónożnego wędrowania

drwiło z dachu nad głową

 co się zowie domem

  schronienie winno tulić się do nieba

a księżyc kłaniać się mu w pas

 pod nim powinien lśnić pejzaż zimowy

a nad nim lasy pełne gwiazd

gdy śmiała się z nas sowa

pohukując raz po raz

  w czeluści odeszły cienie 

ze świtem zadrżało słońce 

i koło zatoczył czas




niedziela, 26 listopada 2023

ANIOŁ W OGRODZIE



 w nocy w ogrodzie przechadzał się anioł

wciąż żywym kwiatom wygłosił przemowę

że lilie są próżne a róże ranią

przystając na roślin niemą niezgodę

zastał niedosyt w końcowym rachunku

 bo w kwestii kwiatów niewiele się wskóra

 gdy mdlały pąki w mroźnym pocałunku

 na szybach mróz skreślił anielskie pióra






środa, 22 listopada 2023

WYSPA

w dzieciństwie zwiedzaliśmy palcem 

mapy mórz i oceanów

by znaleźć tę jedną jedyną wyspę

i ją dla siebie zawłaszczyć

gubiąc tysiące śladów

na bosym piasku 

dziś idziemy w bezkresną dal

coraz bardziej i bardziej odporni 

na bezwzględne odlicznie fal

odpływy i przyboje

bliskie i dalekie wspomnienia 

rozmyte sylwetki i twarze

 po każdym sztormie

bezwiednie szukając

 bezpiecznej wyspy

 tej jednej jedynej 

  schowanej w pamięci

 na zawsze i do końca











wtorek, 14 listopada 2023

Pomarańcza


nim wyspę spokoju

 wśród raf błękitnych złud

z falami przyboju

 nawiedzi deszcz i chłód

nim czerstwe kadryle

rój liści odtańczy

popłynie z poselstwem

łódka z pomarańczy










piątek, 10 listopada 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XIV

   Wy psubraty, psiesyny zapchlone, tfu! -Niedoczekanie wasze! - szumiało Żywii w głowie. Z natury spokojna dziewczyna rozsierdziła się. Nie będzie nikt mną dysponować, ni do niczego zmuszać, basta!

I kiedy nieświadomie alchemik z żercą targu dobijali, nieoczekiwanie obruciła się na pięcie i wyszła.  Mimochodem otworzyła portal i tyle ją widzieli.

A ona dziarsko minęła opłotki i śmiejąc się do siebie głaskała pierzaste trawy. Uśmiechem witała znajome ogródki i późne kwiaty. Pod dorodną jabłonią odnalazła słodko - kwaśne owoce - jej ulubione.



-Bąki zbijać? - usłyszała przez okno. -Każden jeden mądry, więcej rozpowiada, niżli robi! - usłyszała piskliwy kobiecy głos. 

 Takich przytyków okrótnie nie lubiała. Ale koniec końców sama przyznać  musiała, iż nauki nijakiej u alchemika nie zdobyła i prawie nic nie czarowała. Tyle co w księgach się rozczytała i zaklęcia nowe przejrzała. Tyle przez te półtora miesiączka skorzystała. Żaden to dla niej mistrz, czeladnik zaledwie być może  i to średni. Po co mnie tam siedzieć kiedym świata ciekawa? 

***

Za siołem na uboczu stała chatka, do której podążała. Czuła, że Konwent szykuje się do zabiegów magicznych na Dziady.

***

Słuch jej się wyostrzył i znów głosy słyszała. -Próżno jej zabraniać – stwierdziła Haścowa. -Przyroda w rozmaity sposób przygotowuje niedojrzałe pędy do tego, by wydały plon. I wcale nie pławią się ciągle w słońcu; obmywa je deszcz, gwiżdże w nich wiatr. 

-To dlaczego ty jesteś sama? – Burknęła babka.

Haścowa westchnęła i odpowiedziała jej spokojnie: 

-Z tego samego powodu co i ty! - wypaliła. -Sama wiesz, opuściłaby mnie cała magia, gdybym przestała być. Znów ci wyłuszczyć jakim utrapieniem jest chłop w chałupie?

-  Pierwsze i najważniejsz - psuje ezoteryczny porządek,

 - Drugie utrapienie - to nieustanne marudzenie,

 -Trzecie, regularne kulinarne żądania,

 -Czwarte, wydzieliny oraz wyziewy poranne - wymieniała  Haścowa.

- I nie ckni ci się za ciepłą pierzyną? - spytała babka rozbawiona.

 -Daj spokój! W moim wieku? Zwyczajnie idę, biorę co chcę i kiedy chcę - zaśmiała i machnęła ręką.

Żywia posłyszała to wszystko, poszła pod drzewa i zerwała wierzbową witkę i naprędce splątała ją z dębową – w ten sposób zamierzała spętać czarodziejską formułą  istotę przeznaczenia.    

-Nie wolno ci! – zaskoczyła ją Jewka. Dłoń Żywii zawisła nad kociołkiem z halucynogennym wywarem. -Nie wolno ci wiązać ponownie ich losów Żywia! Póki sami się na to nie zdobędą, nie wolno ci w to ingerować – kręciła przecząco głową na znak, że zakazu w żaden sposób nie można obejść.

-Ale w księgach stoi, że można a nawet powinno się wpływać na rzeczywistość… – nie dokończyła, bo przerwała jej babka, która dopiero co przyszła.

-Wiedźmy żyją odrobinę inaczej. Nie mieszają się w przebieg zdarzeń naturalnych, bo wierzą, że tylko Matka Natura może zachować porządek i są temu prawu posłuszne. W zgodzie z naturą, co znaczy, że akceptują, iż istnieją drapieżniki i ich ofiary. Nic ponad to – zakończyła.

-A te wszystkie zaklęcia i uroki, eliksiry i medykamenty? Czy one też nie zmieniają osnowy rzeczywistości? – dopytywała się Żywia. 

-Zmieniają, ale nie mogą zmienić praw rządzących przyrodą – odpowiedziała Borowikowa – dlatego to takie ważne. Kiedy zechciałabyś odwrócić bieg zdarzeń dla swojego kaprysu, to twój zamiar mógłby przynieść nieprzewidywalne skutki dla wszystkich żyjących stworzeń.

Wiedźma spojrzała jeszcze raz do baniaka z brunatną cieczą. Na powierzchni tworzyły się i pękały pęcherzyki powietrza, chwilę później pojawiły się coraz większe i większe koła tak, jakby ktoś powrzucał do spokojnego stawu kamień i… Żywia znów zapadła w trans i ocknęła się ... w chacie alchemika.

To jakieś fatum - przeszło jej przez myśl. I zaczęła szukać hasła pod literą F.

-Kiedy przyjdzie czas, wszystko to się nieuchronnie wydarzy. Jest to opisane w gwiazdach.


czwartek, 9 listopada 2023

OGRODNIK

 


ogrodnik ofiara

błędem przerażony

sam  siebie pokarał

zgapił zebrać plony

 

zimnym okiem mierzy

sam jest winny zbioru

w pierwszym śniegu leży

chmura  kalafiorów

(14 listopada 2012)



(Zdjęcie z netu)





sobota, 4 listopada 2023

PUZZLE


gwałtowny skurcz

i tworzy się nowy świat

 jak każdy błysk w sercu

zamyka otwiera przestrzenie

 oceany morskiej trawy

drobiny planktonu i grube ryby

kształty kolory kamuflaże

 zapomniane kryjówki 

opuszczone muszle

fragment po fragmencie

topnieją zamki z piasku

zgubiony parasol meduzy 

wieczne dryfowanie

tu nic nie ginie

jedynie zmienia swój stan

w nagłym przypływie

dotyku tęsknoty

 splotły się w jedną

 dwie istoty





środa, 1 listopada 2023

VANITAS

Jak głośno usłyszeć można ciszę?...

Dotyk i oddech odmierzają nasz czas

Szeptem kochanków wypełnione nisze.


Tnie deszcz, na oknach wiszą wstęgi drżące,

Mgła tka na szybach ażurowe kolie,

w zgaszonej żarówce studzi się słońce.


Tykają minuty, kołyszą łąki...

  Blichtr spełza z  lichtarzy, języki ze świec, 

  Stopiły je zmysłów woskowe pąki

w strumienie, w rzek meandry - w ognisty szlak.


poniedziałek, 30 października 2023

PRZEZ PRYZMAT


jak w pryzmacie

 słoneczna szpilka

nagłym szarpnięciem

dzieli przestrzeń na wskroś

tak niespodziewanym

gwałtownym tąpnięciem

 odchodzimy w sen

 przedmioty miękną

zlewają się w jedno

unosi się mgła

gdzieś w konstelacjach

 uwiliśmy gniazdo

za którym tęsknimy za dnia






piątek, 27 października 2023

SZKOŁA LATANIA


 

 W bezpiecznym gnieździe na szarej topoli

garłate orlę stary bielik szkoli:

-”Stań na krawędzi, rozprostujże skrzydła,

ciepła pierzyna pewnikiem ci zbrzydła!”


Pisklę zmierzyło bogactwo pejzażu.

Myśli, lecz kroku nie czyni  od razu…

-”Leć, zdobądź przestwór zwyczajem naszym,

Spójrz jak tam w dole jesień wzgórza krasi.”


-”Śmiało! Pióra twe są wiatrem podszyte,

 znają rzemiosło na dnie serca skryte.”

Ojciec pchnął pisklę i gestem ośmielił:

 - ”W dole jest cień twój, który lot powieli.”


I nagle lękiem rażone stworzenie

wzbiło się łukiem w podniebne przestrzenie.

Krążylo chwilę pośród ptasich ćwierków

i siadło na szczyt strażnicy ze świerków.


(3 stycznia 2010r z aktualnymi poprawkami)



czwartek, 26 października 2023

JAK?


Jak to możliwe,

że dłonie masz ciepłe, 

a inni drżą pod uściskiem dnia?

Przystajesz w zadumie

 zastyga ci brew…

Dlaczego w twych oczach 

przegląda się niebo?

W twych ustach

żyją rośliny, tętnią ulice, 

ktoś na swej drodze zostawia ślad.


Miasto spływa strumieniami gwiazd, 

a księżyc zagląda w kałuże 

swym blaskiem płoszy

wątłe dzwonki latarni.

Uderza serce, oddycha ziemia,

usypia znany nam świat...

Co przyniesie świt?

Co przyniesie czas?






czwartek, 19 października 2023

Punkt oparcia


 zadaliśmy starożytnym 

niezwykle ważne pytania

z zacięciem misjonarzy

   podbijamy nowy lud

w kierunku niewiernych

 pusciliśmy juz cięciwy słów

celujemy między oczy

już się nie wywiną

ośmieleni potęgą maszyn

odkrywamy wszystkie przeszłe tajemnice

zuchwale brniemy w eony 

w zapomniane systemy symboli

lecz z analiz wyniknęły

paradoksy i zadania

 zagadki nie do rozwiązania 

nic się przecież nie stało

brakiem odpowiedzi obarczymy

niczemu winne wino i chleb









niedziela, 15 października 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XIII

     

   Wędrowiec wkroczył do miasta, odnalazł pracownię alchemiczną i przekroczył jej podwoje. Dzwonki zaczepione u drzwi zagrały przeciągając wysokie tony jakby to był trel skowronka. W środku jakaś młoda dziewczyna przelewała do menzurek aqua vitae. Nieco dalej stary znajomy rozparł się na krześle i dyskutował z kamieniem. Przygodnego wędrowca mógłby zadziwić, a nawet zaniepokoić, taki widok, ale nasz znajomy niejedno już w życiu widział i wiedział, że alchemik rozmawia z kamieniem filozoficznym. Każdy szanujący się alchemik miał taki kamień w swej pracowni i w wielu znaczących zagadnieniach się z nim konsultował. 

Pytał więc go alchemik o pneuma, o to jak przemienić wszystko co podłe w szlachetne? Pytał wreszcie o sens ludzkiego istnienia?  Na końcu spytał o prognozę pogody i kiedy popielata gruda mu odpowiedziała, zoczył wreszcie swego druha.

-Witaj! – zawołał uradowany. Chodź tu do nas i mów, co w dalekim świecie słychać?  Gość spokojnie odstawił kostur, zdjął kaptur, podszedł i usiadł przy zawalonym pergaminami stole. Alchemik przywołał dziewkę i kazał sobie przynieść okowitki. Dziewczyna wydała się być bez charakteru, znaczy nieśmiała, ale za to ładna i co najważniejsze posłuszna. Zgodnie z wielowiekową tradycją, wartko  przyniosła antałek z gorzałką i garczek kwaszonych. Gospodarz przesunął zwoje pergaminów i zmieścił na upapranym odczynnikami blacie dodatkowe dwa blaszane kubełki na trunek.

-Mocna! – sapnął żerca wycierając rękawem brodę. Spiesznie zagryzł ogórka i dalej z pełną buzią  chwalić poczęstunek – Przednie warzycie w tym domu wiktuały! Mam tu dla was zamówione ingrediencje: majową rosę, jajo bazyliszka, świecący w ciemności kamień, przyprawy oraz barwniki: E 100 i 120, konserwanty i stabilizatory od E 240 do 470  - wymieniał wykładając je z worka i układając w rządku przed alchemikiem. 

-O zapłacie porozmawiamy później, zgoda? – zmieszał się nieco alchemik. 

Ale żerca pokręcił głową na znak, że nie bardzo jest mu to na rękę. - Dobrze wiesz przyjacielu, że wydatki rosną jak te no, grzyby po deszczu, inflacja na pstrym koniu jeździ, a budżet na wyrost ustanowiony... -Tym razem mam nadzieję, że przystaniecie na moją skromną propozycję - ciągnął dalej. -W drodze do waszej pracowni napotkałem jegomościa, który wielkim afektem twoją alchemiku podopieczną obdarzył. Schowana w kącie dziewka drgnęła, ale nic po sobie nie dała poznać, dalej czytaniem zajęta.

 – Gotów byłbym uregulować nawet wasze rachunki, byleby tylko umożliwić młodych spotkanie. 

-Alchemik klasnął w ręce.  Odnalazł wzrokiem wiedźminkę i poraz pierwszy docenił jej wartość. 

A wiedźma, choć zajęta tynkturą i destylacją, całą rozmowę usłyszała i niezbyt jej się kwapiły jakiekolwiek schadzki. Myślała więc jak tu się zręcznie z sytuacji wykręcić?

cdn.







czwartek, 12 października 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XII


  Dymy z wiejskich kominów unosiły się z wolna i umykał do nieba jak duchy przodków. Małe, kolorowe chatki przykryte strzechą, a następnie prześcieradłem ze szronu  zdawały się drzemać w najlepsze. Wśród dolin i pagórków migotał pierwszy mróz, a między nimi drogą, nie wiedzieć czemu i po co, szedł sobie żerca. Skulony, zakapturzony, z sękatym kosturem, hojnie obdarzony przez Rodzanice długą, bo do samej ziemi, brodą - symbolem nabytej mądrości. Bujne owłosienie regularnie przydeptywał. Wreszcie postawił nogę tak niefortunnie, że się przewrócił i narobił przy tym takiego rabanu, że zaklął siarczyście próbując się podnieść ze śliskiej powierzchni. Pikantne słownictwo rozbudziło zamieszkałe pod powierzchnią ziemi czarnookie diablęta. Pandemonium składało się z licznych zastępów, na czele których stał jeden najważniejszy rogacz - Lucyper, który pod sobą miał jeszcze dziewięciu, a tamci swoich, a wszystkie znudzone były okrutnie. Każden jeden czekał niecierpliwie okazji, aby się swą złośliwością wykazać, oraz aby innych zaskoczyć coraz to przebieglejszym psikusem. Więc kiedykolwiek przeklete dusze posłyszały, że ich kto wzywa, gromadnie wyruszały na spotkanie. Tym razem  najszybszy był Belzebób ( imię w starożytnych językach oznacza namiętnego smakosza bobu). Wyskoczył z czeluści i zagadał:

-Gdzie idziecie dziadku o tak wczesnej porze? Wędrowiec z lekka zaskoczony rozpromienił się na widok czorta, który na tę okoliczność przybrał postać przystojnego żolnierza. (Wszystkie pododdziały z armii Lucypera mogły zmieniać fizjonomię na zawołanie).

Starzec wyciągnął rękę, którą wojak naraz chwycił i pociągnął  ku sobie.

-Zmierzam do Swornej. Rzekł niepewnie stając na nogi i otrzepując odzienie. - Ingrediencje dla tego dusigrosza alchemika ze sobą niesę. 

-O! -zawołałał diabeł.  -Interesa prowadzicie w grodzie? A dałoby się tak zamówić prawdziwą dziewicę?

-No nie wiem… Wiem! Zamyślony wskazał niebo palcem. -Nie, jednak nie wiem –  zrezygnował. -Jeszcze za moich czasów się takie zdarzały, ale teraz…

-Dobrze zapłacę – potrząsnął sakiewką zły duch.

-Nie, raczej nie – odmówił starzec.

-Na pewno jest coś, o czym marzy żerca – zachęcał dalej czort.

Wędrowiec potarł ręką czoło, zmieszał się odrobinę, wreszcie przemówił:

-No jest… To złoty sierp! -Legenda głosi – opowiadał dalej- że kto tego sierpa mieć będzie, do końca życia cieszyć się będzie. Szczęście i ogromne powodzeniem mu pisane. Będzie umiał przemienić noc w dzień, lato w zimę, a nawet ludzi w zwierzęta!

-Nie może to być! – parsknął czort – to ty mnie taką dziewicę wskaż, a ja tobie sowicie wynagrodzę. A jako bonus do sierpa  gromowładny młot dorzucę! Po tych słowach młodzieniec zniknął w zaułkach podgrodzia. Żerca przetarł oczy, pomyślał, że dręczą go zmory, trzy razy splunął przez lewe ramię i stukając kosturem poczłapał dalej do pracowni alchemika, gdzie mieszkała Żywia.

cdn.



wtorek, 10 października 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XI

   Tak mógłby wyglądać portal :)


albo tak!



   Babka nie wytrzymała, wzięła i siłą przytuliła dziewkę, która zrazu się ocknęła. Wygłaskała ją porządnie po włosach, tak by się uspokoiła i kazała mówić. -Co też i Żywia rychło uczyniła.
- Ty się nic nie bój, my tu społem zaraz wszystkiemu zaradzim - odezwała się Kowalowa.
Po nitce do kłębka zlokalizowały jaskinię, i strumień, i Jaryłkę, po czym za pomocą magicznego portalu wartko przeniosły się w  miejsce, które Żywia w wizji obaczyła. 
Jaryłka ledwo dychała. Sama pewno już by  dawno z wycieńczenia pomarła i do pałacu Śmierci dotarła, ale przecie wiedźmą była, a wiedźmy, jak świat światem, łatwo nie ubijesz. A tu na dodatek jeszcze niespodziewana pomoc nadeszła.
Bo jak już ją czarownice na wpół żywą znalazły, to dalej stosować maści przeróżne, eliksirami poić, zaklinać, przywoływać... Harmider był przy tym i zamęt, a głośno było i tłoczno - wszak wiedzący wiedzą, że magija z chaosu przybywa, a zamysł w jawę przemienia.  W dodatku Babka sięgnęła po nowe techniki zwane szumnie homeopatyją, także Jaryłka prędko siłą wiary i tychże zabiegów ozdrowiała. I... ogromnie zgłodniała. A że wiedźmy wielce hojne przy tym były (szczególnie dla członkiń swej profesji),  takież jako Koło Gospodyń Wiejskich w tych samych osobach, to i nakarmić Jaryłkę, jak nic, musiały. Za to wyratowanej z opresji dobrota taka się w sercu rozlała,  iż szczęśliwie o gąsiorku młodego wina sobie nagle przypomniała i do zgromadzenia razem z nim dołączyła. Tedy wszystkie jak jeden mąż do sabatu  przez wspomniany portal powróciły i za trzydniowy bigos i winko się wzięły. Tak oto Żywia częścią konwentu Nieprawych i Niesprawiedliwych została i Jaryłkę od zguby wyratowała.

  ***
Tymczasem strzyga, wielce swym występkiem podbudowana, postanowiła zmienić otoczenie. A ponieważ sioło znacznie jej zbrzydło i zmęczyło, to pofrunęła prosto ku stolicy, rozpocząć nową, artystyczną karierę. Wiadomo, w królewskim grodzie, ludzie obyci są i światli, to i na wielkiej poezyi się prędzej poznają. Odwiedzała zatem karczmy i zajazdy. Siadała zwykle w kącie i ukradkiem suche wersy skrobała, a smutne ślepia przy tym takie robiła, a tak wzdychała, że się zawżdy jakiś samotny do niej przysiadł. Tak czy siak, w stolicy nigdy głodem nie przymierała...

cdn.

poniedziałek, 9 października 2023

Wiedźmińskie terminatora przypadki X

 Wiedźmy stanęły wokół kociołka, który wesoło bulgotał wśród płomieni. Babka Kurza Łapka urwała z kolczastego krzewu kilka niebieskich paciorków i wrzuciła do środka. Wzięła drewnianą łyżkę, zamieszałai wskazała na swoją podopieczną. 

-Spróbuj pierwsza na znak, żeś do naszego grona przynależna - rzekła. Żywia pochyliła się i odgarnęła dłonią warstwę oparów. Bigos pachniał lasem, grzybami i dziczyzną. Wnętrze zawirowało i wypluło przepowiednię; Zraniona w walce z wilkami strzyga uderzała skrzydłami powietrze, ale pocharatane skrzydła i wątłe ciało nie mogło wznieść się w górę. Nawet światło księżyca nie było w stanie jej pomóc. W końcu spadła  w głąb kniei, gdzie słabła z każdą minutą. Minęła chwila, może dwie. Na horyzoncie pojawiła się drżąca kula słońca. Z natury blada skóra demona zaczęła się czerwienić i piec. W tym momencie nadeszła leśna wiedźma. Widząc potrzebującą, zaciągnęła strzygę do jaskini.

 Żywia rozpoznała w niej towarzyszkę swych dziecięcych zabaw – Jaryłkę, która rozczulona widokiem konającej postanowiła jej pomóc. W ciemnicy wzięła pocharataną rękę strzygi i przycisnęła do piersi, gdzie oszalałe serce tłukło się jak gołąb zamkniętym w gołębniku. Z dnia na dzień wąpierzyca dobrzała. Z czasem zaczęła nawet wychodzić z kryjówki i polować; wpierw na małe zwierzęta - króliki i kuropatwy, ale z czasem była w stanie upolować nawet sarnę. Głód był jednak nieokiełznany. Nie mogła znieść niewinności jaką epatowała Jaryłka. Któregoś pochmurnego ranka zaczaiła się więc i na nią. Znienacka przewróciła wiedźmę na wilgotne runo i z rozmysłem otworzyła siedem ran na upiętych cienką skórą koralach kręgosłupa. Rany zatruła trucizną, po czym odleciała, by dalej krzywdzić i łajdaczyć się.

Dalej wizja była niejasna, a kończyła się widokiem krwiawiącej dziewczyny, która leżała u podnóża źródła. Długie karminowe wtęgi spływały w dół wiążąc się i rozplatając w  nurcie strumienia. Oczy wiedźmy przepełniał ból, ale Żywia wiedziała, że ona cierpi nie tyle z upływu krwi, co z bólu serca, do którego przytulała każde żywe i potrzebujące stworzenia. 

-Żywia, co z tobą? – spytała żona kowala. Ocknij się, dziewczyno! – wołała tarmosząc ją za rękaw.  

Młoda upadła na kolana i zaczęła płakać. Płakała tak rozpaczliwie, że czarownice zlękły się tej nagłej przykrości, spodziewając się raczej radosnych wieści: ożenku, ukończenia akademii, a może niemowlęcia w ramionach?  

-Nie mogłam jej uchronić – łkała. Darła resztki pożółkłej jesienią trawy i deklamowała inkantację: 

-Przyzywam siły potężniejsze ode mnie. Moce, które położą kres tej fali nieszczęść! Na cztery wiatry wołam i o pomstę proszę matkę Mokosz, Swaroga w niebie!

cdn.



środa, 4 października 2023

Wiedźmińskie terminatora przypadki IX

 Kiedy tylko Żywia zmrużyła oczy, wnętrze starego, zatęchłego sklepiku, gdzie urzędował alchemik, zaczęło się zmieniać; ściany przemieniły się w szpaler drzew, bogato zdobione kobierce w leśną ściółkę, a meble w krąg wielkich kamieni. Uroczysko otaczały bagna. Pośród kikutów drzew i trzcin pojawiały się gorejące oczy dzikich zwierząt, błyskały widma błędnych ogników, a księżyc jak żuraw brodził wśród sitowia goniąc łuski gwiazd, które spłoszone próbowały dobić do brzegu. 

Zwinięta jak gronostaj w gnieździe wiedźma przeciągnęła się i obejrzała okolicę. Rozpoznała miejsce swoich wcześniejszych, dziewczęcych jeszcze wędrówek. Tyle, że alchemik nie zostawił jej żadnych wskazówek, żadnej tajnej broni, zaklęcia, ni nic. I chcąc nie chcąc wylądowała sama w lesie sakzana na poniewierkę. Wówczas przypomniała jej się złota myśl  wydrapana gwoździem w babcinej wygódce: „Jeśli sam tego nie zrobiszsz, nikt za ciebie tego nie uczyni. A jeśli nawet zrobi, to bądź pewien, że spartaczy.” 

W krzakach usłyszała szmer. Nie była sama, jak jej się wcześniej wydawało. Nagle nad jej głową pojawił się krąg zafrasowanych czymś kobiet. Pewno nietutejsze – pomyślała w pierwszej chwili - w tej sprawie myliła się również. Chociaż jedne faktycznie przybyły z daleka, to inne pochodziy z tej samej wioski co młoda wiedźma, zmienione jednak były odrobinę: wszystkie przywdziały odświętne stroje, wymalowały oczy i usta, a młode, niezamężne na głowy włożyły wieńce i barwne przepaski. Naliczyła wszystkich dziesięć: była tam: kowalowa, młynarzowa, żona kołodzieja i piwowara, ich trzy córki: Jewka, Sława i Bogdanka, babka Kurza Łapka i jeszcze dwie inne seniorki: stara Haścowa i Borowikowa.

-Wreszcie cię tu ściągnęłyśmy – rozpoczęła babka. -Ciężko było znaleźć  w Swornej portal, ale intuicja nas jednak nie zawiodła. U prestidigitatora żeśmy odnalazły stary i dawno używany, toteż i trudności  były, ażeby uruchomić. Toteż szukałyśmy dalej i otworzył się jeden u tego zdziadziałego alchemika.Wprzódy jednak trzeba było się nagłowić, ażebyś do niego do zakładu trafiła. Mamy tu jednak swoje znajomości - mrugnęła do starszyzny.

-Ale wróćmy do sprawy – przerwała babciną przemowę kowalowa  - zadecydowałyśmy społem, to znaczy konwent zadecydował, żeś gotowa do nas przystąpić.

- A czym się zajmuje taki konwent? – spytała Żywia tuląc się do swej babki.

-Jakby to ci wyjaśnić? – zabrała głos Borowikowa.  - To jest takie jakby kółko zainteresowań. – Wiesz jak to jest przecie: jedni lubią grać na fujarce, drudzy haftować lub pielić grządki, a jeszcze  inni, gdy miesiączek na niebie w pełni, lubią ganiać na golasa po lesie. Organizujemy sobie takie zloty kilka razy do roku, jeśli chcesz, to zapoznam cię z programem – uśmiechnęła się podając dziewczynie zwinięty pergamin. Tylko nikomu ani pary z ust. Chłopstwo się denerwuje, gdy im baby w noc znikają. Jak się zwiedzą, to skończą się balangi.

cdn.  












poniedziałek, 2 października 2023

Wiedźmińskie terminatora przypadki VIII


   -Ktoś ty? Wiedźma? A wracaj skąd żeś przyszła! Pełno tu takich jak ty! Nakładają na głowy cudaczne kapelusze, długie kiecki i peleryny. No i ten nieodzowny kawał drewna na kształt miotły, różdżki i łaszące się do nóg chowańce! Kładą prostym ludziom do głów różne różności, głównie nieprawdę, nie dbając o porządek Czwartego Wymiaru. Nie skreślam ich, nie mówię, że nie… Przychodzi czas, że i przydać się mogą; gdy trzeba będzie rozczynić urok, kiedy zwierzyniec dajmy na to parchów dostanie, albo jałówka zaprzestanie dawać mleka. Lecz magija, którą parają się kobiety jest organiczna, jest intuicyjna i żadnej nie ma w niej logiki. Ma więcej wspólnego z siłą natury i potęgą żywiołów, niż z aktywnym kształtowaniem rzeczywistości według swego zamysłu – taką magiję uprawiają jedynie słuszni czarodzieje! Nie znające  sprzeciwu spojrzenie skupiło się na sylwetce dziewczyny wyczekując jakiejś jej słabości, choćby kroku w tył.  

-Trudno tobie pojąć te prawidła, co? -Wobec tego powiedz, co przeszywa wszystko co żyje? – nieoczekiwanie spytał alchemik. Żywia wyciągnęła przed siebie dwie ręce. Wnętrze jednej skierowała ku dołowi, drugiej ku górze. Skupiła się zmrużywszy oczy i nagle między dłońmi przemknęła smużka bladoniebieskiej energii. Starzec zamilkł. -Niewiarygodne! – zdumiał się. -Kto cię tego uczył? 

-Nikt – odparła –  tylko sobie wiązkę mocy umyśliłam – odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna - a ona się zmaterializowała.

W powietrzu czuć było napięcie. Alchemik poczuł podniecenie i zaciekawienie:

-Może to i lepiej? Nad tą siłą trzeba  koniecznie zapanować! Dobrze, żeś uczyniła, żeś do mnie przybyła! Jako prawy obywatel i patriota oraz na wzgląd i dla dobra populacji Swornej, pomogę ci! Bowiem nie chciałbym być w skórze chłopa, który wziąłby cię za żonę – odparł zgryźliwie. Zrazu poszedł na zaplecze i po krótkiej chwili przyniósł ze sobą kawałek zjedzonego przez mole, brunatnego koca. -Pościel sobie, gdzie tam uważasz. Rano wrócę i sporządzisz swoją pierwszą tynkturę – uśmiechnął się wychodząc, a dzwonek u drzwi zaśpiewał mu radośnie na pożegnanie.

Żywia podeszła do okna i odprowadziła wzrokiem postać alchemika. Na parapecie obok różnobarwnych, szklanych flakonów wypełnionych przeróżnymi  miksturami oraz zwojów pergaminu wisiała podobna do zeschniętego liścia poczwarka. Jest tak ciepło, zdąrzy jeszcze polecieć. Przez szybę zauważyła, że uliczki stopniowo pustoszeją, a zarysy budynków niczym zamki z piasku rozmywa chmurna fala snu. Młoda wiedźma poczuła się znużona. Naciągnęła na siebie koc i zasnęła na wzorzystym kobiercu. Wiedziała, że jutro wstanie nowy, lepszy dzień.

cdn.  





niedziela, 1 października 2023

Wiedźmińskie terminatora przypadki VI i VII

    Kiedy Żywia dotarła do chaty Kurzej Łapki, wiedźma była wyraźnie zaniepokojona. No i znów się zaczęło! A to, że ziemniaków nie pokopała i nie przyniesła, a to że tyle czasu przecie minęło...

- Kocmołuch i przybłęda! - wołała wiedźma. - W dodatku niewdzięcznica. 

-A co ty tam zasłaniasz? Co tak się chowasz?- dopytywała się Kurza Łapka.

I nie było rady, jak wszystko babce ze szczegółami opowiedzieć. Strapiła się wiedźma okrutnie po Żywii niewiarygodnej przemowie. Zerwała się z taborka, by  magiczne księgi wertować. Zrazu przerwała i jakby ton na czulszy zmieniła. Od tej pory insze było Żywii  traktowanie. A to dziewka widziała, jak jej mentorka łzę fartuchem starła, a to ją znienacka przytuliła. Wreszcie się w sobie zebrała  i oznajmiła:

 - Wiedziałam od zawsze, że ów dzień nadejdzie i upomną się o to, co je nie moje i ze względu na twe pochodzenie, już ty bezpieczna nigdy nie będziesz ani u mnie, ani ... Ale nie czas na wyjaśnienia, ani mądralów gdybanie, lecz na podróżowanie! I wyboru jakby nie ma wcale. Niewiele trwało, a Żywia tobołek swój zarzuciła na ramię, po czym niedbale i szybko się pożegnała, gdyż tego  ani ona, ani babka wyjątkowo nie lubiały. Wiedźmy bardzo były przeczulone nad swym wizerunkiem: "nieprawych i niesprawiedliwych" i by prezencji swej nie nadszarpnąć, żegnały się niechętnie i niedbale.

***

   Kamienny trakt ciągnął się wytrwale pomiędzy sennymi wzgórzami, by wreszcie zawrzeć swój koniec przy zwodzonej bramie miasteczka. Mężczyzna chrząknął,  splunął i zeskoczył z kozła. 

-Panienko – zwrócił się do śpiącej Żywii - panienko jesteśmy na miejscu! Wiedźminka ocknęła się zdziwiona z głębokiego snu. Wysupłała z sakiewki zapłatę i wręczyła woźnicy. Brodaty pokręcił głową. Dołożyła kolejną monetę, potem jeszcze jedną, aż złoty uśmiech przednich zębów zakończył  negocjacje.

 Pozostawiona samej sobie dziewczyna, ruszyła ku zwodzonej bramie. Co ją może tam czekać? – nie wiedziała, ale po tym co przeszła, nie było innego wyjścia jak dalej pobierać nauki. Właściwe magiczne wykształcenie wiązało się bowiem z przyjęciem do Akademii Czarostwa i terminowaniem u prawdziwego maga. 

Sworna otoczona była fosą, systemem murów i baszt. Strażnicy w srebrnych kolczugach i hełmach ze stali pilnowali wejścia do grodu i przepuszczali przejezdnych pojedynczo. Kiedy opuściła najeżoną wieżyczkami bramę zobaczyła szachownicę brukowanych dróg oświetlonych lampionami na kształt łąkowych dzwonków. Wieniec wielobarwnych kamieniczek okalał rynek.  Pośrodku stał ratusz z kogucikiem i różą wiatrów na szczycie, a przed nim dyby i szubienica – „co by pospólstwo znało mores”. Mimo widocznych straszaków, Żywia wypatrzyła, jak miejscowy moczymorda podszedł sobie pod obrośnięty pokrzywami mur, wyciągnął przyrodzenie i z gromkim: ”ooooch i aaaaaach” załatwiał potrzebę kreśląc biodrami koła.

Zawstydzona prędko odwróciła głowę, do takich widoków bowiem nie przywykła, choć przecie w siole, a nie w wielkim grodzie chowana była. Co to będzie? – myślała – tam ludziska proste, a jednak swe wychodki mają… Wyjęła z kieszeni  otrzymany od babki zwitek papieru, na którym był adres znajomej prowadzącej bursę dla przyszłych czarownic. Rozwinęła rulonik i próbowała odczytać poplamiony inkaustem fragment almanachu, gdy jakiś pędrak podbiegł, wyrwał z dłoni zawiniątko i uciekł w stronę baszty. Żywia rzuciła się między stragany w pogoni za chłopcem, ale malec był szybszy. Zrezygnowana przycupnęła na kamieniu próbując znaleźć wyjście z kłopotliwej sytuacji. Obserwowała chwilę przeszklone witryny i szyldy cechów: szewc miał zawieszony ażurowy zarys buta, piekarz – chleb, a złotnik – pierścień. W oddali chybotała na wietrze menzurka – atrybut alchemika. Tam też niezwłocznie się udała. Skrzypnęły drzwi. Z okurzonych woluminów wychylił się starszy człek. -Co panienkę sprowadza o tak nieprzyzwoitej porze? – spytał i zaraz zoczył w czym rzecz. -O nie! Nie ma mowy – odmówił – zanim jeszcze zdołała cokolwiek powiedzieć. -Nie szukam uczennicy. W ogłoszeniu wyraźnie zaznaczyłem, że adeptem winien być mężczyzna! 

cdn.








czwartek, 28 września 2023

Wiedźmińskiego Terminatora Przypadki V

 Jedynym wyjściem było rozpalić ogień wokół siebie. Gorące płomienie zlizywały łakomie suche gałązki i trzaskały radośnie. Teraz czuła się dużo bezpieczniej. Baboki w cień czmychały, a ogniste koło, nie pozwalało im zanurzyć kłów w jej bladą skórę, ni splątać włosów, ni porwać sukienki… Żywia obeszła swoją jaskinię i zwinęła się w kłębek jak dzikie zwierzę. Nasłuchiwała odgłosów puszczy, aż przyszedł do niej nerwowy sen, potem drugi równie niespokojny, a po przebudzeniu kolejny koszmar. Przy bosych stopach wił się ogromny, jadowity wąż. Łypnął na dziewczynę zimnym okiem i zasyczał zaskoczony jej obecnością.

Podniosła się ostrożnie i drżąc ze strachu bardziej jak z chłodu chwyciła rozżarzoną gałązkę. Trzymając ją tuż przed sobą, by w razie ataku móc się nią obronić pomyślała: Jak u licha się tu dostał? –Wtedy wąż, a był to jak się okazało czarodziejski wąż Eskulap, wysunął podwójny język i przemówił:

-Ssss... A jak Ty się tu dostałaś gołąbeczko? 

No to pięknie, rozpaczała Żywia. - Nie dość, że po ludzku gada, to w głowie jak w księdze czyta. Na Peruna! Mocy przybywaj! Mocy moja wróć! Ale Eskulap niczym się nie przejmując, ciągnął dalej:

-Musiałem się na własne oczy przekonać sssss... - syczał przeciągle w odpowiedzi - Jak to może być, że prosta dziewka światy przemierza, transakcje z diabłami przeprowadza, a z pałacu Kosiarza niczym zjawa pośmiertna w niebiosa uchodzi, a potem znów  na ziemię spada? - Byłem ciekaw, co to za sztuka i czego ona szuka? Ssssss...

-Niczego! Wiedźma ziemniaków kazała nakopać. Za głęboko, zbyt żarliwie się do tego przyłożyła i żem diabłym wykopała – odpowiedziała zgodnie z prawdą Żywia. -Kiedy byłam całkiem maleńka znalazła mnie na tym polu babka – Kurza Łapka. Żywia przełknęła ślinę dotykając drżącą dłonią mokrego od łez policzka ciągnęła dalej: -Babka przygarnęła do siebie i jak swoją nauczyła zaklęć oraz magicznych mikstur wytwarzania. Wpierw wędrowałam po światach zawartych w woluminach, potem zwiedzałam lasy, groty, bagna i uroczyska w poszukiwaniu ziół i składników do czarostwa. Teraz z łatwością przenoszę się w garbate pagóry i tak jak ptak przemierzam podniebne krainy. To moja droga, moja nauka, innej nie znam… - skończyła swą opowieść.

- Bodaj bym się ugryzł w język! Ssssss... Już Ty miejsca nigdzie dziewko nie zagrzejesz, a i chłop będzie miał z tobą jeno kłopot. 

- Wiem – spuściła mokre oczy. - Od zawsze to wiedziałam. Dlatego nawet nic szukać nie zamierzam. -Tylko tego pacholęcia, co go zawżdy pragnęłam, mi szkoda. Tego, co go nigdy mieć nie będę…

Wąż wysunął rozdwojony język i ponownie zasyczał - Ssssss..., nie tak prędko moja panno! Mam dla ciebie pewną propozycję: – Znajdziesz w tej grocie czarodziejski kryształ. Będzie się on mienił wszystkimi kolorami tęczy.  Zawiesisz go na szyi, tuż przy sercu, a kiedy przyjdzie czas i zachwycisz się kimś prawdziwie, kamień ten przyciągnie do ciebie ową ludzką postać.  Wtedy powijesz dziecko i wychowasz je jak swoje. Kiedy przyjdzie czas, nie wcześniej i nie później. A kiedy ono dojrzeje, wrócę po swą zapłatę. Po tych słowach Eskulap znikł.

cdn.







wtorek, 26 września 2023

Wiedźmińskiego Terminatora Przypadki IV



   Z nekropolii Żywia trafiła prosto do nieba. I chyba z dwa tygodnie siedziała sobie błogo na puchatej chmurce, płosząc nadlatujące ptaki. Siedziała i patrzała z ciekawością w dół. Z wysoka wszystko wyglądało odrobinę inaczej; krowy na pastwisku przypominały boże krówki, konie - pasikoniki, a chłopi na kartoflisku uwijali się niczym mrówki usypujące ziemniaczane mrowiska. Siedziała, patrzała i ckniło jej się straszliwie do Kurzej Łapki i do jej kwiczącego dobytku.

-A co tam! - mruknęła do siebie znudzona, fiknęła koziołka i poleciała w dół.

Nie wiedziała już sama ile obrazów przed oczami jej się przewinęło, nie wiedziała również jak spadała i jak długo leżała pośrodku bagna. Gdy się przebudziła nad uroczyskiem unosiła się sina mgła. Kłaczki pnączy dotykały jej stóp, ostatnie liście łaskotały ramiona. Bezwiednie brała udział w niezwykłej ceremonii ustronnego matecznika. Spowita w zieleń i przesycona mgłą zapragnęła wyprostować splątane myśli i nogi. Okoliczne źródło bulgotało złowrogo wśród oparów unoszących się nad mokradłem. Przenikał ją złowieszczy chłód, pod językiem napotkała słodki posmak trucizny. Babka uczyła ją jak stawiać czoło prawdzie. Prawdzie tak niewiarygodnej, że każda nieprawda miałaby większy sens… -Umarła i wróciła do żywych! – na myśl o trupich wyziewach świata umarłych zjeżył jej się włos na skroni. Poskromiła swój gniew i strach, i poczuła, że trzeba jej wracać do babki. Póki co musiała przetrwać noc. Nasłuchała się o lokalnych demonach i o Leszym od wiedźm i  żerców dość, toteż wiedziała, że o tej porze dnia i  roku nie może czuć się  tu bezpiecznie. Szczęśliwie zbierając chrust odnalazła leśną polanę, a także mały wodospad oraz grotę ukrytą pośród drzew. Rozpaliła ogień i rozpoczęła pieśń, aby wywabić zeń złe duchy.

Z wnęki wyszedł… tchórz. Wąchał nerwowo powietrze, najwyraźniej wyczuł dym, albo strwożyło go zawodzenie wiedźminki - nie wiadomo. Tak czy siak dziewczyna weszła w szczelinę bardzo powoli i z najwyższą ostrożnością. Z drobnych gałązek i porostów uwiła sobie legowisko. Przeniosła ogień do środka i pomyślała, że wspaniale byłoby rozpocząć swoją własną praktykę, zostać tu w lesie na zawsze, nie rzucać się nikomu w oczy, przywdziać szarą suknię i robić to, co zawsze chciała robić, czyli czarować. Przy każdym wdechu widmo myśli robiło się bielsze i bledsze, wnękę wypełniał zapach mchu i wilgotnej ziemi, a Żywii zdawało się, że świat rozmywa się przy trzasku olchowych polan… Już myślała, że zapadnie w sen, już znużone oczy odmawiały posłuszeństwa, kiedy z mroku zaczęły się wykluwać kosmate baboki i dalej barczeć na nią i zdmuchiwać ogień poczęły. Żadne zaklęcia, żadne prośby i groźby, które Żywia w straszydła ciskała, nie miały większego skutku. Broniła więc żaru usilnie, albowiem na samą myśl, że może się ze straszydłami w ciemnicy sam na sam ostać, przechodził ją lęk.
cdn.