Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 kwietnia 2023

A licho wie I


(18 grudnia 2012 )

Młody książę, któremu na cześć dziada i pradziada dano na imię Twardostój,  poszedł niechybnie w ślady ojca, gdyż  z przeróżnych wymyślnych w świecie uciech najbardziej cenił sobie łowy, łamanie niewieścich serc i łajdaczenie się. Wymienione rozrywki stały się znakomitym powodem, aby w ogóle na dworze nie bywać. Za to Jagoda, która była mu jak matka załamywała ręce nad niepohamowaną chucią, bo młodemu ciągle było mało i mało. Jakaś nieznana wszechpotężna siła popychała go w kierunku zdecydowanie dlań nieodpowiednim: do piastunek, praczek, koronkarek, szykownych modystek, lub gorseciarek, pokojówek, urodziwych, acz naiwnych gęsiarek, dojarek i specjalistek od byśków. Aż tolerancja księżnej zaczeła topnieć i  synowskie wybryki poczęły jej poważnie doskwierać. Myślała ciągle, jakby tu gagatka usadzić? -Czym? -Ano ożenkiem z zacną, posażną, ale niekoniecznie rozgarniętą arystokratką w rzeczy samej! Tak, ażeby teściowa miała jeszcze co do powiedzenia, gdyby trzeba było reagować. Toteż z inicjatywy księżnej matki wysłano poselstwa do okolicznych dworów, a nawet na zamek królewski, aby nadobną pannę księciu przysposobić i szacher-macher prędko młodzież zaślubić, ażeby biedy jakowej z pospólstwem nie zdążyli wcześniej uczynić.

Zanim jednak wrócą – myślał Twardostój – trzeba mi ostatni raz  swawoli zakosztować, a potem… Potem to się zobaczy. Wybrał się tedy młody książe z druhami swemi wiernemi trzema: Janem z Janowic, Bartoszem z Kołomyi i Witkiem spod karczmy „Wyrwigrosz” zapolować w borze na niedźwiedzia.

Rosa drżała wdzięcznie w pierwszych promieniach słońca, kiedy kompania zasadzała się na drapieżnika. Upatrzyli stanowisko nieopodal barci umocowanych w leciwych dębach. Ze sprzętem mieli nieco ambarasu, ale pszczoły zajęte zbieraniem nektaru nie zważały na żadne ludzkie  zasadzki. Przechadzały się cierpliwie po kosmatych pręcikach kwiatów pilnie zapylając to, co trzeba. I nagle w oddali usłyszeli wyraźny ryk i jakby tętent dzikiego zwierza. Powietrze ponownie rozdarł przeraźliwy dźwięk, blisko barci zaroiło się nagle od pasiastych owadów, które przyuważyły agresora. Niedźwiedź zwęszył miód i już był blisko. Naraz począł wspinać się do plastrów ukrytych w konarach drzew, kiedy młody książę wyskoczył na niego z włócznią, cisnął, ale chybił. Zwierzę machnęło łapą, zeskoczyło z drzewa i mało co nie rozłupało młodzikowi czaszki. Na ten czas rzucił się mu nawet do gardła, ale niespodziewanie zatrzymał go dziewczęcy głos.

-Misiek! Misiek, w tej chwili przestań! Nie wolno! Misiek!

Rzeczony misiek zamruczał pod nosem i odstąpił się od ofiary. Tymczasem Twardostój  osunął się na posłanie z leśnych paproci, lecz nim stracił całkiem  przytomność, zdążył jeszcze zoczyć zwiewną nad nim postać, która uratowała go od zguby i swoich towarzyszy, którzy właśnie szli mu na ratunek.

cdn.

niedziela, 23 kwietnia 2023

Latawiec




 ze słów

 zbuduję latawiec

z wielkim uśmiechem na plecach bo

 nie wierzył nikt i nikt  nikomu był jak brat

niech sobie mknie w pogodne niebo

niech zdobywa przestworza

niech się bawi nim wiatr

zawija poplącze 

potarga 

*

**

rozpuszczony

 ogon za sobą niech ciągnie

 i wije się długo nad  miastem 

gdzie zatrzymał się

 czas

*

* * *

na skwerach

 deptakach przystankach

  podnosi przechodniów głowy

zaskoczone odurzone 

wirowaniem oburzone

 śledzą latawca

 ruch

*

*

mało odporne

 na uśmiech 

na uśmiech

niegotowe


*

*

*

wtorek, 18 kwietnia 2023

Chodź ze mną...




 

czeka nas wędrowanie

niezmiennie każdy dzień

 innym niepodobny

*

wielokrotność chwili

wielorakość młodych liści

rozgarniamy brody mchu

pod palcami garby jamy 

i śmieje się  z nas zieleń 

śmieje się z nas na przestrzał 

jacy my mali w tej toni

*

pod stopami zachrzęścił chrust 

i oddech dorównał krokom 

nasze oczy przyciągnął głaz

poszukajmy żyjątek 

w tym prastarym kamieniu

patrz w tym oto zagłębieniu

do snu zwinął się amonit dość okazały 

żuk pokonał największą przeszkodę

  w tym dniu

nad katedrami szumnych drzew

znajduję nowo odkryty porządek

*

kiedy noce spłowiały 

jej cienie są krótsze i cieńsze

nawet niepogoda pisze o sobie wiersze 



sobota, 15 kwietnia 2023

Mówią I

Mówią sobie, a jakby nie mówili.

Kuszą dźwiękiem, smakiem słów, kolorami.

Wyprawiają złote runo wsze chwili.

Śmieją się - ich chocholi taniec mami.


- Stój! Zaczekaj! Nic z tego nie rozumiem!

- Czegoś pragną, coś chcą... Cię przywołali...

Jak tu przejść do meritum swym rozumem?

Mierzą bezmiar, prawie całość przebadali,

 niemal wszystko już poznali

-całą wiedzę - za wyjątkiem siebie...





czwartek, 13 kwietnia 2023

Modlitwa

 Bądźże pozdrowiona

 Pani nasza Wiosno!

Ziemio przebudzona

ukwiecona jasno!


Zmysłów wodospadem

 najobficiej władaj!

Z arkad, róż, ogrodów

Łuk Triumfalny stawiaj!


W młodości pochodzie

nadzieję pokładasz.

Czczę Cię każdym słowem,

Słów peany składam.


Niebu poślubiona,

Tyś  była w niebycie.

Ofiara spełniona

-bije w Tobie życie!







wtorek, 11 kwietnia 2023

Licentia poetica

 29 lisopad 2012,

(dedykowane wszelkim wierszopisom, 

w tym i własnej oto osobie ;)


Na niewinną stronicę,

Na białą, czterorogą...

Wołasz zbrojną konnicę,

Werble grzmiące trwogą.


Braknie tchu od tej jazdy,

Chmurny fresk toczy z pyska.

Oczy dam niczym gwiazdy,

Serce gorset uciska.


Gdyby wróg i obrońca

puścił wodze fantazji,

to nie byłoby końca

ciągu słownych perswazji.


Gdyż wszelkiej maści tchórzów

jakby ognia unikał.

Płodząc tomiszcza kurzu,

z których nic nie wynika.





czwartek, 6 kwietnia 2023

Kwiaty

związali siebie w dróg wstęgi 

gdyż każdy z nich powstał z prochu

kryształowych mgieł zaprzęgi

jasne pochodnie w motłochu


choć żyli osobno to w snach

razem zwiedzali zaświaty

 w marnych doczesnych powłokach

na ustach zakwitły kwiaty






środa, 5 kwietnia 2023

Znajda VI

 


    Minęło kilka księżyców i zagrodę kowala znów nawiedzili zbrojni. Z tego, co Znajda zrozumiała, Pietrek zdezerterował, a wężownicy przyjechali po ojca. Zrozpaczona żona zawisła kurczowo na jednym z konnych błagając o litość. Ten złajał ją i zdzielił batem. Jego ślepia błyskały przy tym zimnem niczym stal. Po wszyskim ściągnął lejce, cmoknął na konia i dał znak, że już czas na nich. Naciągnięty na głowę kaptur zakrył w połowie twarz, Znajda widziała, jak  źrenice zwęziły się mu jak u węża.
 Przysięgła sobie, że nigdy go nie zapomni. Nigdy przenigdy! Nie pojmowała jak można być tak okrutnym? Nie mieściło jej się to w jej szesnastoletniej głowie. Uraza jak cierń wwiercała się w jej serce. A bezsilność sprawiała, że dzień w dzień biła się z myślami. Jednego dnia układała niecny plan, drugiego, tłumaczyła sobie, że to tylko bezwolni, okoliczni chłopi. Wśród nich był teraz jej przybrany ojciec.  Dziewczyna wymędrkowała sobie, że na samym, samym początku, kiedy powstawało zgromadzenie, musiała się tam zdarzyć jakaś  nieszczęśliwa historia, albo zwiedzenie?  W rzeczy samej, że zwiedzenie! Demony często przyjmowały rusałcze oblicze i zmieniały je wedle upodobania i kaprysu.  Kołysząc biodrami, przeczesywały długie kręcone, albo gładkie włosy, jakby od niechcenia zwilżając usta. Oczy miały zawsze wielkie i bystre. Oczy, opowiadała jej babka, czarowały najbardziej. Demonice zawsze ściągały na siebie uwagę znudzonych żonatych, czy niedoświadczonych bezżennych, któż mógłby oprzeć się ich nieziemskiej urodzie? Znajda próbowała  wyobrazić sobie moment zwiedzenia i chłopski bezowocny opór. Chwila słabości, wstyd i ból. Przejęcie ciała przez demona musiało boleć...
Jednakże, pomimo surowej reguły, pomimo musztry i bezwzględnego posłuszeństwa,  w każdym przecie jest choćby ziarno, choćby mały okruch dobra - łudziła się.  To co czynili, też do końca złe być nie mogło, wszak wszystkie młokosy z sioła, co im mleko jeszcze spod nosa dobrze nie obeschło w zakonie mężnieli i wybornymi wojami się stawali. Cóż, dla jednych fatum, dla innych człowieczy los...

***

Udała się i Znajda na targ towary wypalone w  kuźni sprzedać, jadła dokupić, może co wymienić? Barter praktykowany był w tej okolicy od dawien dawna. Kowalowa przestrzegała Znajdę przed jakąś "inflacyją", ale Znajdy tak łatwo nie można było przestraszyć. Drzewa przerywały kraciasty układ pól, gdzieś tam wił się potok, to znów trawę przeżuwały krowy. Kobyłka dzielnie ciągneła wóz, który kolebał się wydłuż ubitej latami koleiny, aż droga zaczeła łukiem skręcać ku grodzisku.
Cytadela, gdzie stacjonowali wężownicy, górowała nad murem otoczonym fosą. Zaraz za nim widać było słomiane strzechy oraz domy ochrą i wapnem barwione, dzielone szachulcem. Te w grodzie wyższe były niż w osadzie, gdzie mieszkała Znajda. Okrągła wieża zbudowana była z ciemnego, grubo ciosanego kamienia, a wysoka była nieomal do nieba z nielicznymi tylko otworami na kusze. Pośrodku nad wejściem skrzydlaty maszkaron strzegł wrót, po bokach strażnicy pilnowali wejścia.

Anomalia


Na co komu 

ćmy spalone skrzydła

w szalonym tańcu,

w płomieniach świec?


Po co leśnej mrówce

bursztynowa komnata?

 Ciągłe dźwiganie kamienia;

przyciąganie, odpychanie

- mrówczy trud.

Może jedna lub dwie

podróże na szczyt sosny,

 bo dalej to gdzie?


Wszystko co się śni:

łąki i strumienie,

 porośnięte łuską konary drzew,

pulsujące życie w żyłkach liści,

wibrujący w słońcu ptasi śpiew

- miłośc do twórcy i tworzenia.





wtorek, 4 kwietnia 2023

W księżycową noc



 głowi się księżyc

nad chłopkskim polem

wzrok wbił w niebo sokole

uszy mitręży


spać już powinien

lecz spać nie może

dzień snem go zmoże

grzędą w dolinie


srebrny cyrulik

pomóc w zadumie

sobie nie umie

chmurę przytuli


policzy owce 

wychyli prędko

 rozlane mleko

zje słów manowce


miast słodko drzemać

stopnie zbuduje

noc defiluje

mroczna bohema