Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 czerwca 2023

EROTYK NIECIERPLIWY



rym pod piórem

grają świerszcze

z kłosów chórem

z deszczu dreszczem

 jak nurt rzeki

   w liściach żyłki

drżą powieki

tańczą pyłki

słów drobiny

chmur przestrzenie

 mkną w szczeliny

wprost w płomienie


(24 września 2011)







Fox River latem 30.06.2023

czwartek, 29 czerwca 2023

WYTCHNIENIE



W spopielałych miastach kwitną latarnie;

Pętlami wiążą duszne zakamarki.

W setnym, okiennym, rozświetlonym ziarnie

W wieczornym znużeniu więdną zegarki.


Wyczesze z włosów wyszeptane łąki;

Od drżącej rosy brzemienny poranek.

 W kłosach ukryte rubinowe pąki,

 W błękitnym lustrze odbity rumianek.


(24 lutego 2010)






środa, 28 czerwca 2023

O PORANKU


imbryczek szemrze

o brzasku wierszem

z tęsknoty pierwszej

poranne dreszcze

 

czasu tykanie

jak klekotanie

jak łaskotanie

z gniazda wyrwane

(3 lutego 2011)





Przyznaje z ręką na sercu, że żadna ze mnie minimalistka. Jestem raczej typem zbieracza. Jeżeli chodzi o rzeczy użytkowe to często sięgam po ceramikę, do której mam szczególny sentyment. 

Powyżej moja kolekcja z Bolesławca. 




wtorek, 27 czerwca 2023

Cyborg

Tu i teraz,

nieznośne pytanie

tłucze się po głowie

 w ekran dusz spogląda.

Ile w człowieku człowieka,

ile cyborga?

-Spięcie punkt krytyczny:

-Kto tobą steruje?

-Kto za ciebie myśli i czuje?



Poniżej zdjęcia z motylarni:








  

niedziela, 25 czerwca 2023

Malowidło


Przechodzień mnie zaczepił: -”Jak się dzisiaj czujesz?”

Schylił głowę, spytał : -”Co myślisz, gdy malujesz?”

-Słucham? - A… rysunek. Przecież tylko szkicuję.

-Myślę że mało umiem... Tylko sobie czuję…


…Bezgranicznej swobody szalone rozkosze!

Zdaje się szept słyszę…Sama ręka wtedy pisze…

Zanurzam się w tym cały, później trudno wrócić…

Jakbym wszystkie wrażenia musiał z siebie zrzucić:


-Opisać koralowych mórz - karminowy wdzięk;

Rapsodię przypływów, spienionych bałwanów dźwięk;

Okręt w porcie, okropny lament nawałnicy;

Targany wiatrem ból latarni – samotnicy.


-Tęsknotę wilków morskich za kobiecym lądem;

Awantury w zamtuzach, w dokach spraną mordę.

Chcę ocalić rozbitków, dać wolę przetrwania!

Zachwycić się światem, poczuć dreszcz odkrywania! 


-”Tym wszystkim zechcesz pokryć to surowe płótno?”

-Mógłbym, lecz zdolności nie te. -Odrzekłem smutno.

-”To ja ci coś powiem… Kiedyś też tu siedziałem,

miałem więcej niż ty masz, lecz wtedy płakałem…”


29 maja 2009





piątek, 23 czerwca 2023

Wyciek z Laboratorium Snu



   Kobieta poprawiła kok, strzepnęła okruchy z wzorzystej spódnicy i przekroczyła drzwi, nad którymi widniał napis: „LABORATORIUM SNU”.

Przedstawiła się sekretarce i powiedziała, że jest umówiona na rozmowę w sprawie pracy. W poczekalni czekało już kilka osób: sennych, półprzytomnych, ziewających i przeciągających się. Minęło  parę chwil wypełnionych zdawkową rozmową i porównywaniem kwalifikacji.

-Pani Kornelia Piątek – starszy lekko łysiejący człowiek wyczytał jej personalia.

Przełknęła ślinę i powędrowała za nim.

-Proszę usiąść pani Kornelio – wskazał krzesło stojące przed dyrektorskim biurkiem. 

Usiadła ostrożnie układając kolana razem w bok i krzyżując kostki. Mężczyzna nawet nie zauważył jak bardzo jest zdenerwowana. 

-Dobrze, bardzo dobrze – mruczał przeglądając resume. 

-Czy miewa pani sny prorocze?

-Trudno powiedzieć, ale raczej nie – odparła.

-Jakieś problemy ze snem?

-Skądże!

-Wydaje mi się, że jeśli tylko inżynier Kwiatkowski wyrazi zgodę, moglibyśmy rozpocząć współpracę.

Wkrótce wezwano wspomnianego Kwiatkowskiego, który mierząc nowoprzybyłą od stóp do głów wspaniałomyślnie nie miał nic na przeciwko. 

Nazajutrz ubraną w śnieżnobiały fartuch i gogle Kornelię inżynier Kwiatkowski informował o wymogach i warunkach pracy. Półmrok panujący w laboratorium rozjaśniał się, gdy zbliżali się do stanowiska, gdzie stały menzurki ze snami. Niektóre ze szklanych pojemników kręciły się w wirówce, jedne zamrażano, drugie zanurzano w wodzie,  jeszcze inne  podgrzewano palnikiem. 

-Niektóre sny powstawały samoistnie, inne trzeba było skomponować i tym właśnie miała się zajmować nowa laborantka. Kornelia wzięła w dłoń wkraplacz i kropla po kropli dodawała senne obrazy. Kwiatkowski monitorował jej pracę na ekranie w pokoju symulacyjnym. 

Kolejnego dnia układając setną już kompozycję zobaczyła w sennych majakach siebie… i inżyniera Kwiatkowskiego w niedwuznacznej sytuacji. I aż dłoń jej zadrżała, mało co nie opuściła fiolki z odrobiną erotyki, gdy uświadomiła sobie, że w pokoju obok jej przełożony widzi to, co ona – parę złączoną w miłosnym uścisku wśród słojów, cylindrów i kolb wpełnionych najprzeróżniejszymi snami. 

Z dnia na dzień zażyłość współpracowników rosła, a senne obrazy coraz częściej okazywały się rzeczywistością. 

I nagle wyjątkowo upojny sen został im brutalnie przerwany. Pamiętnego dnia oboje zostali wezwani do dyrektora i oskarżeni o szpiegostwo przemysłowe, okazało się bowiem, że wielu osobom przyśnił się sen, który zapragnęli wcielić w życie.


16 marca 2012





Jedna z Sypialni Van Gogha



czwartek, 22 czerwca 2023

Szeherezada

jak to możliwe 

snuję opowieść

nade mną śmierć

ostrzy miecz

który nie spada




Powyżej kolejny ulubiony drób:

Pan Kardynał i Pani Kardynałowa w pełnej krasie :)




Morze nie śpi V



   Wkrótce pożałował pożywienia, które wcześniej skosztował. I cóż z tego, że napełniło mu brzuch, skoro nazajutrz obudził go ból i gorączka? Słońce zdawało się nie mieć litości, nie mieć końca… Choć znajdował się w cieniu pobliskiej lepianki, słoneczna kula wirowała jak zawieszony na łańcuszku zegarek hipnotyzera. Wycieńczony poddawał się złocistej tarczy - odchodził w krainę, która nie przypuszczał, że w ogóle isnieje – świat duchów, różnorakich mniej, czy bardziej przyjaznych istot, wreszcie w mętlik dręczących go wyrzutów sumienia - demonów starego świata. Zdawało mu się, że miejsce, w którym się znajduje znieruchomiało, że jest osamotniony, choć w mgnieniu oka otoczył go tłum ciekawskich. Ten konflikt pogłębiał się jeszcze bardziej: dokuczało mu zimno, choć panował skwar, odczuwał głód, lecz tak na prawdę chciało mu się pić. Zdawało  się, że błądzi wśród bujnych soczystych tuneli, a przecież tuliło go rozgrzane, ziemiste, korzenne posłanie. Zapanowała cisza, bez wyjaśnień, bez odpowiedzi. 

***

 Minął kolejny dzień i noc, które uczyniły Haruna bezbronnym. Następnego dnia w resztkę jego świadomości znów wkradły się dreszcze i niby potoki górskich strumieni przetoczyły się po nim jak po kamiennym dnie. Kiedy tak leżał półżywy stożkowaty sufit zataczał nad nim kręgi, dzika kobieta ułożyła się tuż przy nim. Widział jak podaje mu pić. Niczym ociemniały badał nieznane rysy na twarzy, łuki i linie na styku ciał.
Ukryte w zakamarkach nocy cykady rozpoczęły swój koncert. Był pewien, że już nigdy ich nie tknie.


***

-Nie są wcale tak prymitywni jak się wam wszystkim wydaje – usłyszał w znanym mu języku. Biały pochylił się nad nim i zaglądał mu prosto w oczy - wezwali mnie w odpowiednim momencie – ciągnął dalej. -Słyszałeś kiedykolwiek o malarii? To taka choroba tropikalna, tylko spokojnie – dotknął ramienia - jestem eksploratorem jej królewskiej mości, a ty dostałeś końską dawkę chininy.
-Są szybcy, postawni i wyjątkowo przystosowani do klimatu - ciągnął dalej - mają tutaj nad nami przewagę. Narodzili się w raju, podobnie jak nasi biblijni rodzice nim zgrzeszyli. Nigdy nie potrzebowali żadnego okrycia, wokół było zawsze wystarczająco ciepło, dlatego nie odczuwali wstydu, aż dotarli do nich Europejczycy i prawdziwe zło: wyzysk człowieka przez człowieka.  Dotąd największym nieszczęściem było dla nich wykluczenie ze wspólnoty, ale ciebie młody człowieku zaakceptowali wyjątkowo szybko. Jak tego dokonałeś?

-Mnie? – zapytał z trudem Harun.

-No tak! Zdaje się, że wódz darował ci żonę.

- Co takiego?

(28 marca 2011)





 

środa, 21 czerwca 2023

Morze nie śpi IV


   Wśród kilku rozproszonych domostw paliło się ognisko. Płomienie lizały wyschnięte drwa i wysyłały do nieba skrzące się paciorki. Wokół tańczyła gromadka kobiet; klaskały i powtarzały intonacyjny śpiew w takt uderzeń bębna. Setki warkoczyków spadały kaskadą na nagie piersi; gołe brzuchy wiły się jak u kobry, aż serce Haruna przyśpieszyło i zaczęło bić rytmem kobiecych bioder. Westchnął oczarowany. Oddzielnie zgromadzonych mężczyzn zajmowało zupełnie co innego: dwóch  osobników z białą glinką na twarzy na kształt maski tańczyło z dzidami. Nie, to nie są popisy, to musi być pojedynek! – zrozumiał w jednej chwili Harun – prawdopodobnie walczą o żony, o prestiż, ku chwale swego plemienia…  Mięśnie przedramion kurczyły się i zadawały cios pokonanemu. Z ran spływała im krew, za jakiś czas z piersi którejś z tych dziewczyn popłynie mleko – pomyślał nieprzywykły do podobnych widoków młody człowiek, który nie spostrzegł, iż za jego plecami ktoś właśnie zasadzał wnyki.

***

Nagle upadł przygnieciony uściskiem dzikich ciał. Schwytanego i związanego sprowadzono do osady  i przytwierdzono do otaczającego ją ogrodzenia. W jednej chwili skończyło się przedstawienie. Zgromadzenie otoczyło przybysza i mówiło coś w swoim dziwacznym języku głupio szczerząc zęby. Dzieci zabrały mu buty, zegarek i kamizelkę, nie mógł się obronić. Później na postronku powiedli przed oblicze wodza jak jakieś bydlątko,  być może na pewną rzeź? Nawet na statku przy ciężkiej robocie żaden z mężczyzn nie był tak ordynarny, żadna ze znanych mu kobiet nie zachowywała się dotąd w ten sposób. Żadna nie patrzyła na niego jak na znalezioną wśród błota błyskotkę i nigdy wcześniej nie widział w damskich oczach porządania pomieszanego z pogardą.     

***

   Senną ciszę przetkaną brzęczeniem moskitów przerwał krzyk dobiegający z jednego z szałasów. Zbudzeni ludzie wpadli w popłoch. Przestraszony Harun zaczął trzeć włókna ściskające mu nadgarstki. W oddali pojawił się cień zwierzęcia, które wlokło za sobą kawał rozszarpanego mięsa. Szakal, albo pantera – stwierdził z przerażeniem. Szczęściem jak szybko się pojawiło, tak szybko odeszło w ciemne jak sadza czeluści. 

***

Nad ranem wrócili tamci. Jedna z kobiet oparta o ramię innej przeraźliwie szlochała. Wyglądała jak rzadki, tropikalny kwiat, który przekwitł właśnie tej nocy.  Straciła kogoś bliskiego - pomyślał.

Wkrótce przyszedł do niego jeden z dzikich. W ręku ściskał glinianą miseczkę, w której dymiła porcja pieczonych owadów. Wyglądał na zmieszanego. Z jednej strony wpychał mu naczynie, z drugiej wskazywał palcami usta. Harun rozpoznał w nim wcześniejszego agresora. Czyżby to zadośćuczynienie? Może uznali, że atak drapieżnika to jakaś klątwa, może zemsta tajemniczych bogów? Może jego samego uznali za jakieś bóstwo? Popatrzył na posiłek. Cóż było robić? Nie w smak mu było spożywać chrząszcze. Ale nie sposób było wykręcić się od skorzystania z zaproszenia na to prymitywne przyjęcie.

 25 marca 2011


wtorek, 20 czerwca 2023

Morze nie śpi III


   Wszechpotężna, bo niczym nieuświadomiona nicość, a może raczej natchniona boską mocą fala, niosła ciało rozbitka, by wreszcie wyrzucić je na nieznany dotąd brzeg. Harun ani drgnął. Nie poczuł, że przygarnął go stały ląd i nie spostrzegł także jak po niebie rozsypały się gwiazdy. Gdyby mógł, zobaczyłby pewnie cienką kosę księżyca i wstążki spadających meteorów, gdyby mógł usłyszałby jak ciszę parnej nocy przerywa nowy dzień. Leżał bezwiednie nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu, nie dbając o przyodzienie, ani o chłopięce wysmagane wiatrem ciało. Przpływ zbierał kosmyki włosów i rozrzucał je niedbale zasłaniając młodemu twarz. Stał się częścią tej linii, która oddzielała od siebie światy: tak jak odnaleziona na plaży muszla skrywa szum oceanu i jak konar dryfujący w słonej wodzie niesie w sobie wspomnienie szumiących drzew. Nie mógł nawet przypuszczać, że zaczyna się dla niego nowy etap życia, że przyjdze mu zmierzyć się z wszelkimi ludzkimi słabościami, że stoczy bój o swoje własne przetrwanie.

Tymczasem wyspa, niczym osławiona Ogygia, witała go zielonymi sztandarami drzew. Palmy rzucały na ziemię palczaste cienie. Z buszu dobiegały głosy awanturujących się małp. W oddali bielały od słońca palisady skał, a w płytkich wodach migotały ławice drobnych, kolorowych rybek. Od wygłodniałych mew umykały kraby znajdujące schronienie w sieciach morskich roślin. Korale rysowały, precyzjnie krągłe atole, znacznie mniejsze zwierciadła potężnego oceanu,  w których rozleniwioną wodę marszczyła ciepła bryza. I tak jeden świat przenikał w drugi jeszcze mniejszy, w którym cząsteczki  wirowały w tańcu przekazywane dalej i dalej, jak pieszczota całującej się parki gurami.

***

Nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Nabierał w dłonie mokry piasek i śmiał się do łez. Gdy był mały, matka mówiła mu, że jako najmłodszy z rodzeństwa jest w czepku urodzony, ale żeby aż tak?  - zapytywał sam siebie. Podniósł się i pokuśtykał w stronę zarośli. Przedzierając się w głąb wyspy odchylał soczyście zielone kotary pałacu tysiąca pokoi. Trwało to dobre pół dnia, gdyż niejako przy okazji szukał sobie pożywienia. Nie było łatwo,  nie znał większości roślin i nie wiedział, co nadaje się tutaj do jedzenia. W pewnej chwili przystanął zaniepokojony.  Nie może być - pomyślał -  słychać bębny i śpiew jakiegoś dzikiego plemienia.


(20 marca 2011)



niedziela, 18 czerwca 2023

Morze nie śpi II



   Kobaltowa chmura pożerała ciche połacie nieba, wciąż chłodna i głodna spuszczała ku ziemi świetliste strzępki błyskawic. Podniósł się wiatr, ożaglowanie prężyło się i trzepotało… Z zamyślenia wyrwał go szyper, który nagle pojawił się na dziobie.  

-Majtek schódź no do pomocy przy takielunku! Haruna przeszył dreszcz niepokoju, prędko przeskakiwał co drugi stopień zmierzając ku dołowi.

-Wiązać żagle! – zarządził kapitan - nadchodzi sztorm! Załoga na komendę zaczęła uwijać się jak w ukropie: 

-Ciągnij linę na raz! – krzyknął zejman i już marynarze zwijali płócienne skrzydła, które jeszcze inni związywali. Tak też było i przy następnym i dziwił się kanaka, że tak to wszystko zmyślnie jest ułożone.

-Nowy zostaniesz z bosmanem, reszta do kajut! – przełożony wydał komendę, gdy okręt był już przygotowany na sztormowanie. 

Bosman zdjął czapkę, podrapał się po siwej głowie wyraźnie niezadowolony, lecz nie powiedział nic i kornie stanął na posterunku.

-Taki sztorm to poważna rzecz – burknął do młodego - jest jak chrzest Posejdona. Za daleko od kotwicowiska i od jakiegokolwiek portu, trzymaj się blisko i słuchaj starszych – tłumaczył.

 Spienione bałwany kołysały łajbą, rzęsisty deszcz znacznie obniżyły widoczność, krople wody moczyły ubranie i marszczyły skórę. Wiatr targał włosy, przenikał do kości i przeraźliwie wył. Zapał stygł i Harun z żalem wspominał swój rodzinny dom i tęskniło mu się za mało płatną, acz dużo bezpiecznniejszą pracą chłopca sprzedającego gazety na rogach ulic w Dover. I kiedy tak sobie myślał, o nudnym, lecz spokojnym życiu,  gigantyczna fala uderzyła w okręt, przelała się przez burtę i porwała domorosłego żeglarza w błyszczącą, zimną jak stal toń oceanu.

-Człowiek za burtą! – usłyszał jeszcze jak przez mgłę zanim woda wlała się do uszu. 

***

Już pierwszego dnia rejsu, kiedy minęliśmy białe klify Albionu i wpłynęliśmy przez cieśninę Kaletańską na szerokie wody Atlantyku, Jutrzenkę zaskoczył niespodziewany sztorm z wiatrem tworzącym fale wysokie na dziesięć, do pietnastu stóp. Załoga dostała rozkaz, aby złożyć żagłe i schronić się pod pokładem - co niezwłocznie uczyniliśmy. Mniej odporni dostali zaraz choroby morskiej, inni, aby zabić czas, grali w kajutach w karty.  

Przy sterze pozostał bosman i jeden z chłopców okrętowych do pomocy. Doświadczony członek załogi dzielnie dawał sobie radę w przeciwieństwie do młodego, którego zabrała jedna z fal i słuch po nim zaginął. Niektórzy twierdzą, że to zły omen, że „rejs niechybnie źle skończyć się musi, tak jak się rozpoczął” – zapisał w dzienniku pokładowym oficer wachtowy pod datą 27 września 1924. 

***

Harun w tym samym czasie dryfował wśród kłębowiska wzburzonej wody. Kątem oka udało mu się zauważyć fragment roztrzaskanej beczki, do której  z trudem dopłynął. Po jakichś dwóch godzinach ocean uspokoił się, ale młodemu wilkowi morskiemu uczepionemu prowizorycznej tratwy zaczęło dokuczać  zmęczenie oraz głód. -I na co mnie to było? – zdenerwował się uderzając otwartą dłonią w lustro wody.

cdn.

(12 marca 2011)


sobota, 17 czerwca 2023

Morze nie śpi I



 Gdy zobaczył ją pierwszy raz miał wrażenie, że jest opuszczona i smutna. O tej porze port świecił pustkami, za to w okolicznych karczmach przeciwnie – wrzało jak w ulu. Gospodarze uwijali się szykując jadło. Rum lał się strumieniami. Dziobaty kuk z brodatym cieślą opowiadali naprzemian sprośne żarty. Rozpromienione dziewczęta piszczały co chwila, bo ciężko im było opędzić się od wygłodniałych wilków morskich. Karty układały się w wachlarze, kości turlały się po stołach, błyszczały złote zęby, brzęczały srebrne monety, w powietrzu wirował kurz i słone wspomnienia z Przylądka Horn.  

Podszedł bliżej. Do połowy była mokra, dumną pierś zlizywał zachłanny wiatr. Rozplótł jej długie warkocze i chłopakowi sprzedającemu gazety zaczęło wirować w głowie niespokojne pragnienie.  Zdawało mu się, że jak piastunka kołysze go do snu. Widział siebie jak stoi na dziobie, a fregata rozdziela szalone fale jak poły płaszcza, jak jej krągłe żagle furkoczą i prowadzą ku brzegom Grenlandii, tam, gdzie dryfują tłuste brzuchy wielorybów. Oczyma wyobraźni widział jak morze wkrada się w szmaragdowe fiordy,  pluje na ostre krawędzie skał i zbiera w odchłań małe, okrągłe kamienie.

-Młokosie chodź no do nas! Co tak głowę w chmury zadzierasz? Chodź tu i napij się! Między cuchnącymi beczkami a wieżą pustych skrzynek siedziało trzech, może pięciu drabów. Ściemniało się i choć w niskich portowych zabudowaniach jak świetliki w majową noc zapalały się okna, Harun poczuł się nieswojo. Chcąc niechcąc podszedł bliżej, gdyż pragnienie usłyszenia morskich opowieści okazało się silniejsze. 

-Niebezpiecznie tak po zmierzchu w doki się zapuszczać -zagadnął jeden z żeglarzy – strach człeka drugiego za rogiem spotkać. Sakiewkę gotów zerwać, a i kark bez skrupułów skręcić. Gdy zapada zmrok widma zatopionych statków wyłaniają się z fal, a dusze rozbitków szepczą do uszu o ukrytych w głębinach skarbach. Niektóre z tych historii mogą być nawet prawdziwe, ale ty ich nie słuchaj, oni namawiają do złego, chcą byś umarł tak jak oni…

-Masz łyknij malagi, to ci rozjaśni umysł. Harun pociągnął z butelki. Nigdy wcześniej nie miał alkoholu w ustach. Zachłysnął się i zaczął kaszleć, reszta głośno się zaśmiała. Osiłek rozpakował zatłuszczony papier z wędzoną rybą. Urwał mu kawałek i podał. -Masz, zagryź sobie i z powrotem zaczęli się śmiać, gdy wzięta do ust makrela skrzywiła buźkę wyrostka. -A teraz upij znowu wina – zachęcali go. Najstarszy zaczął nucić zapomnianą melodię, rudzielec wyjął harmonijkę i mu przygrywał, tęgi dzielił w tym czasie skromny posiłek.

-Morze to niebezpieczna kraina i rządzi się swoimi prawami - kontynuował  opowieść doświadczony marynarz – w trudnych chwilach pomaga nam śmiech, w cieżkiej pracy śpiew…

Zrobiło się błogo, ciepło i radośnie, chlopak od gazet zanurzył się w opowieść i wsłuchał w melodię fal…

Nazajutrz obudził go ostry ból głowy. Ostrożnie podniósł się wyżej i poczuł jak z impetem uderza w drewnianą belkę. Skąd ona się tu wzięła? – spytał sam siebie. Wszystko było jakieś inne, ciasne i ciemne. Boże, Boże, gdzie ja jestem? – pytał sam siebie.

-Hej chłopaki! - zawołał nieznajomy – Wstał już! I nagle Harun trzeźwieć zaczął i oczom nie wierzył temu, co się okazało. 

-Tak żeś wczoraj płakał za morzem – zaśmiał się jeden z majtków - żeśmy cię zabrali. Zbieraj się, pokład trzeba wyszorować, a jak skończysz, to wdrapiesz się na gniazdo. Masz szczęście, żeś nowy, każdy tu pilnuje swojej wachty i nikt za nikogo nie będzie robić. No już, ruszaj się!

Włochata szczotka wnikała w szczeliny, skrobała skórę i pokład. Na dłoniach pojawiły się pierwsze pęcherze, które pękały i sprawiały ból.

Wchodząc na szczyt masztu mało nie spadł, lecz nie poddał się, wiedział, że za wszelką cenę nie może patrzeć w dół.

Teraz morska bryza dmuchał mu w twarz. Zmierzył chmurny, gotowy zaraz zagrzmieć horyzont. A niech mnie jasny gwint! Ognie świętego Elma drgają na maszcie!

-Bosmanie! – krzyknął wystraszony. - Bosmanie idzie sztorm!


(27 lutego 2011)










piątek, 16 czerwca 2023

ŻĄDŁO




A kiedy słowo od znaczeń się roi. 

Od szeptu nagle unosi się w górę…


 Rani i piecze

jak żądło pszczele,

lepiej nie mówić zbyt wiele.







(6 lutego 2012)

środa, 14 czerwca 2023

Dopamina


obserwuję

układ doskonały

zmiana położenia

i kalejdoskop tworzy 

nowy wyrzut dopaminy

spełnione marzenie 

podziw i wzburzenie

piękniejemy w oczach

  obraz z zewnątrz

wypełnił wnętrze

 










Mówią II

mówią że

jeśli patrzysz 

na coś wystarczająco długo

owa rzecz 

zasiedli twe serce

gdy nie umiemy rozmawiać

i słowa przynoszą nam zamęt

 popatrzmy na siebie

po prostu




wtorek, 13 czerwca 2023

EROTYK NIENASYCONY








EROTYK NIENASYCONY


Chodź… Nikt przecież nie patrzy.

Razem wejdziemy w toń snu.

Chodź… Nikt przecież nie zajrzy

w zielone melodie strun.


Dźwięcznie, dzwonkami kłosów

pieszczą usta łakome.

 W chórze bezbarwnych głosów

zakwitł makowy płomień.


(2 czerwca 2011) 




poniedziałek, 12 czerwca 2023

GŁUPSTWA



W niebie…, to musi być szalenie nudno.

Stały bywalec odludzia zamilkł,

po czym upił drżący księżyc z kufla piwa.

W niebie…, to anieli ust nie domykają,

pewno z nudów ciągle ziewają – śmiał się.


Nad ranem godzinki do baniek na mleko zlewają…

W niebie…, to jeden drugiemu rozczesuje

zlepione od nieziemskiej słodyczy skrzydła.

 Chmury jak w saunie parują, aż ciężko oddychać.

W niebie…, nie masz czasu na literaturę piękną.


A poezja? To wróg najpierwszy! Jest jak lubieżny wąż,

 co z ust wypełza i cherubów do złego wabi.

W niebie wszystko jest jasne i proste,

nie ma w nim skazy, tęsknot, ni światłocienia,

sam nie wiem… A może takiego nieba nie ma?…  



17 marca 2010

sobota, 10 czerwca 2023

SYRENY

   Ostatnio wybrałam się z pewną młodą damą, zafascynowaną, jak wiele dziewczynek w jej wieku, baśniowymi księżniczkami,  do kina na  kontrowersyjną "The Little Mermaid" Disneya. A kontrowersyjną dlatego, iż animowana wersja Małej Syrenki jest biała, tymczasem w wersji filmowej z 2023 roku Ariel jest ciemnoskóra, co spotkało się z dość dużą krytyką.  

Pomimo wielu niedostatków i swej przewidywalności, film okazał się łatwy i przyjemny w odbiorze, a jego ogromnym plusem było z pewnością zakończenie (mała zaczęła skakać po fotelach ;)). 

Ja z kolei noszę w pamięci zupełnie inny obraz tych stworzeń zamieszkujących głębiny mórz, bardziej drapieżny i niebezpieczny. Z takimi to lepiej nie zadzierać! Oto i on:




Syreny

Ulises dziarsko w światy dryfuje;

A każdy z druhów z myślą się szarpie.

Co zgubę rychłą śmiałkom szykuje?

W toni przebywa Lewiatan, harpie.


Zmęczeni losem wojowie z Troi;

Ruszyli naprzód, gdzie dom ich błogi:

Gdzie żona, dzieci, i spokój koi.

Pomni, na wiedźmy Kirke przestrogi:


-”Ten, kto chce śpiew wód głębokich poznać;

-A przy tym przetrwać niepokój duszy,

-Wokół masztu winien się przywiązać;

-Lub szczelnie woskiem oblepić uszy.”


Nimfy, co przeszłość i przyszłość widzą,

Juchą żeglarzy karmią – dech trupi.

Szczęśliwe, kiedy z rozbitków szydzą;

Błękitna otchłań w mękach ich gubi.


-Ach! By nie spłoszyć wizji tej czystej!

-Lekką pianą okryte są dziwy!

-Ręką uszczknąć tęsknoty siarczystej;

-W połowie kobiety, na w pół ryby!

 

Wzburzona fala zalała pokład;

Lubieżnych kobiet przybrała formy;

Perłowych dźwięków – harmonii układ;

Jedwabnych piersi – zmysłowe sztormy!


Cudem dotarli w ciche rejony;

Wróciło do normy ludzkie tętno.

Ulises pieśnią zręcznie wabiony;

-poznał czym wola i co to piękno!


(7 sierpnia 2009)


piątek, 9 czerwca 2023

ŚWIETLIKI





  Ognie w szalonym zatopione błękicie,

Odblask kocich oczu otoczonych mrokiem.

Aksamitne źdźbła ręka odkrywa skrycie;

Tam każdy wrzący nerw innym jest rozłogiem.


Spływają do źródeł, do bram przestrzeni;

Strugami kreślą tańczącej zarys ścieżki.

W sennych zakamarkach omszonej zieleni;

W górę, to w dół wzlata, dla ziemi zbyt rzeźki.

 

Punkcik rozczulił wreszcie rozpłakaną noc;

Jeden mały świetlik, a obraz pokraśniał.

Ciemności się go boją, on tłumi ich moc;

Lecz gdyby nie cienie, świetlik by nie jaśniał…


(23 lipca 2009)


Właśnie zakwitły katalpy...







środa, 7 czerwca 2023

WIANKI





 

WIANKI

(12 czerwca 2009)


    W tej krainie polami złoconej,

gdzie w rubieżach toni niezmąconej,

brzęcząca niosła się orkiestra...

Tam, gdzie kwiecia rubiny, szafiry;

rozrzuconych niedbale maestria,

-sklepienie rozjaśniły luksfery…



Gdy mrowiem świateł bór zabłysnął,

A poczciwy sierp na warcie przysnął;

rycerz wstępował w kniei odmęty…

I gęstą ciszę sowa poruszyła;

Wojak drgnął głosem puszczy muśnięty…

Cóż go tam wiodło? Zła – czy dobra siła?

 

Kto żyw zmierzał przyjrzeć się dziwnościom:

-Tańczących kołem, młodych radościom,

-Konturom ciał, co żagwie paliły,

-Ogniom tworzącym dym, opary;

Do nich wiedźmy zioła wrzuciły,

W przestwór uleciały senne mary.



I kłębią się skrzydlate widziadła,

szybując wokół ludzkiego stadła.

Rusałek, wiłów, topielic okręgi;

-Uściskiem cudnym – tłoczą się w głębinie.

Chmurnych płanetników, obłocznic wstęgi;

-Girlandów rozwiane zatracenie.



O zmysły człowiecze wnet poszły w bój;

-Latawców, południc, mamunów rój.

Żołnierz ocknął się nagle bezdechem…

Czekały go upiorne przestrogi:

Jęk zabrzmiał – powtórzył się drzew echem…

-”Bacz dziewki z wiankiem dzikiej urody…”

 

Po chwili znikły w dali, na bagnach,

przy wianków kąpieli dźwięcznych nutach.

-”Zdawało się – winem upojony”;

-Myślał chwat, w ślad pochodni zdążając;

Kiedy szklistym nurtem ukojony,

-Nadobny zwój kwiecisty  chwytając.

 

Przed śmiałka oczy, sen to - czy jawa?

Zjawia się postać wiotka, rudawa;

Licem rusałki – groźnej urody.

Cienistych rzęs, błękitne spojrzenie.

Poświata, ciepło – gdy wokoł chłody,

I scałowanych ust okamgnienie…

 


Odeszli na skraj lasu, w ostępy;

Gdzie bylicy rozkołysane kępy.

Szeptając gąsiorek mu podała,

-”Jest polana, gdzie kwitną paprocie”;

-”Tam bies skarbów swych strzeże.” – dodała,

Wabiąc dotykiem sylwetki kociej.

 


W głębi lasu jaskrawe odblaski;

Mgłą osnute czarcie trzaski.

Rycerz zerwał kwiat czarodziejski;

Znikła czeluść, poszły precz demony.

W jasyr wzięty choć hardy i męski.

Wdziękiem panny, czy chwili olśniony?

 


Przepadł wojownik w nowe doznanie;

W to dzierlatki zalotne kochanie;

Wśród baldachimów sosnowych łoże.

W alkowę, w ożywione posłanie;

I przy dziewce niezwykłej, a hożej;

Zapadł w mrok,  w roskoszne letnie spanie…

 


Rankiem obłąkania obudzony;

-”Cóżem ja zrobił wczoraj szalony?”

Jak tu zaszedłem? Umysł zmącony!

Fałszywy trop, błądzi, zapomina;

Szukając znaków, złudą goniony;

Ni skarbu, ni dziewczyny, ni wina…





 

W CIENIU OGRODU


W CIENIU OGRODU



pomiędzy światem a nami
może przechadzać się mrówka
 igłę jałowca jak pikę 
zuchwale może sobie nieść
w pałacu czeka ją musztra

wyżej zielone warkocze 
psotnie szamotać będzie wiatr
słońce upinać żywopłot
gronami dzikiego wina
  aż dziw iż nie połknie ich skwar

jest i modrzew strażnik chłodu
pod skrzydła przygarnął pliszkę
   księżyc zwiedza toń ogrodu
utuli ich śpiewem do snu


 w powietrzu skrzą się robaki
spadł na ziemię podniebny trzos
tylko my jak te ślimaki
na grzbiecie dźwigamy swój los


 (29 sierpnia 2011)