Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 października 2023

Wiedźmińskiego terminatora przypadki XII


  Dymy z wiejskich kominów unosiły się z wolna i umykał do nieba jak duchy przodków. Małe, kolorowe chatki przykryte strzechą, a następnie prześcieradłem ze szronu  zdawały się drzemać w najlepsze. Wśród dolin i pagórków migotał pierwszy mróz, a między nimi drogą, nie wiedzieć czemu i po co, szedł sobie żerca. Skulony, zakapturzony, z sękatym kosturem, hojnie obdarzony przez Rodzanice długą, bo do samej ziemi, brodą - symbolem nabytej mądrości. Bujne owłosienie regularnie przydeptywał. Wreszcie postawił nogę tak niefortunnie, że się przewrócił i narobił przy tym takiego rabanu, że zaklął siarczyście próbując się podnieść ze śliskiej powierzchni. Pikantne słownictwo rozbudziło zamieszkałe pod powierzchnią ziemi czarnookie diablęta. Pandemonium składało się z licznych zastępów, na czele których stał jeden najważniejszy rogacz - Lucyper, który pod sobą miał jeszcze dziewięciu, a tamci swoich, a wszystkie znudzone były okrutnie. Każden jeden czekał niecierpliwie okazji, aby się swą złośliwością wykazać, oraz aby innych zaskoczyć coraz to przebieglejszym psikusem. Więc kiedykolwiek przeklete dusze posłyszały, że ich kto wzywa, gromadnie wyruszały na spotkanie. Tym razem  najszybszy był Belzebób ( imię w starożytnych językach oznacza namiętnego smakosza bobu). Wyskoczył z czeluści i zagadał:

-Gdzie idziecie dziadku o tak wczesnej porze? Wędrowiec z lekka zaskoczony rozpromienił się na widok czorta, który na tę okoliczność przybrał postać przystojnego żolnierza. (Wszystkie pododdziały z armii Lucypera mogły zmieniać fizjonomię na zawołanie).

Starzec wyciągnął rękę, którą wojak naraz chwycił i pociągnął  ku sobie.

-Zmierzam do Swornej. Rzekł niepewnie stając na nogi i otrzepując odzienie. - Ingrediencje dla tego dusigrosza alchemika ze sobą niesę. 

-O! -zawołałał diabeł.  -Interesa prowadzicie w grodzie? A dałoby się tak zamówić prawdziwą dziewicę?

-No nie wiem… Wiem! Zamyślony wskazał niebo palcem. -Nie, jednak nie wiem –  zrezygnował. -Jeszcze za moich czasów się takie zdarzały, ale teraz…

-Dobrze zapłacę – potrząsnął sakiewką zły duch.

-Nie, raczej nie – odmówił starzec.

-Na pewno jest coś, o czym marzy żerca – zachęcał dalej czort.

Wędrowiec potarł ręką czoło, zmieszał się odrobinę, wreszcie przemówił:

-No jest… To złoty sierp! -Legenda głosi – opowiadał dalej- że kto tego sierpa mieć będzie, do końca życia cieszyć się będzie. Szczęście i ogromne powodzeniem mu pisane. Będzie umiał przemienić noc w dzień, lato w zimę, a nawet ludzi w zwierzęta!

-Nie może to być! – parsknął czort – to ty mnie taką dziewicę wskaż, a ja tobie sowicie wynagrodzę. A jako bonus do sierpa  gromowładny młot dorzucę! Po tych słowach młodzieniec zniknął w zaułkach podgrodzia. Żerca przetarł oczy, pomyślał, że dręczą go zmory, trzy razy splunął przez lewe ramię i stukając kosturem poczłapał dalej do pracowni alchemika, gdzie mieszkała Żywia.

cdn.



6 komentarzy:

  1. Ojojoj! Wietrzę niebezpieczeństwo dla Żywii. Ona wszak dziewica...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żywia ma na drugie Niebezpieczeństwo. Ale czy ona by diabła chciała? To ona mu na coś potrzebna, nie wiedzieć tylko po co?

      Usuń
  2. Pięknie budujesz klimat MaB :) Baśń w stylu pradawnym, a wiele ma odniesień do teraźniejszości. Jak to baśń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genial fragmento. Cada vez más interesante. Te mando un beso.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Me alegro de que te guste. Qué tenga un buen fin de semana.

      Usuń