Wędrowanie od wschodu do zachodu słońca mocno Żywię utrudziło. Blisko wieczora zaczęła więc szukać miejsca, gdzie by mogła bezpiecznie przenocować. Zwykle było to legowisko złożone z suchej trawy na leśnej polanie. Kiedy padało, musiała postarać się bardziej. Wówczas szczelina w skale lub naprędce zbudowany szałas stawał się jej pałacem. Nie przywiązywała się jednak do tych wytworności, porzucała je bez żalu i szła dalej. Bywało, że krajobraz był jednostajny, a niekiedy zmieniał się wraz z porą dnia. Innym razem musiała zboczyć z drogi omijając zawalony przez osuwisko szlak lub przedostać się na drugi brzeg rzeki. Czasem przez cały dzień nie widziała żywej duszy, innym razem przedzierała się przez zatłoczone gościńce. Mijała lasy, pola, pastwiska. A za nią, nie wiedzieć czemu i po co, wędrował również kosmaty bies - wielki smakosz i koneser bobu - Belzebób. Żywia jakby to przeczuwała, lecz nie odganiała go wcale. Wydawało jej się nawet, że czarci pomiot się jej lęka. No bo niby czemu tak się skrada ukradkiem, miast zdradzić: o co mu właściwie się rozchodzi? A i w towarzystwie się przecie lepiej podróżuje.
Przekraczając rzekę, zobaczyła młyn i osadę nad ogromnym jeziorem, którego brzegi porastała pałka wodna i tatarak. Od razu poznała, że mieszkańcom wioski dobrze się powodzi. Pokryte trzcinową strzechą chaty zdobiły malowane wzory przedstawiające podwodne stworzenia i rośliny, a okiennice pokrywała rybia łuska. Między jedną, a drugą zagrodą, na ścianach domów, opłotkach oraz przeznaczonych do tego skrzyżowanych tyczkach, suszyły się rybackie sieci. Wiedźma weszła w ten labirynt i ruszyła ku karczmie, ażeby tam się za robotą i noclegiem rozpatrzeć.
W tym czasie gdzieś na środku jeziora pojawił się mroczny cień, a w głębinie coś się zakotłowało.
W wiosce było wielkie poruszenie. W tę najkrótszą z nocy wszyscy wylegli nad jezioro. Byli tam drobni rzemieślnicy, w tym kowal, okoliczni chłopi i rybacy z rodzinami, poławiacze bursztynów i pereł, oraz flisacy. Wszyscy z pochodniami z przejętymi twarzami spoglądali na pomost, na którym żerca szykował ofiarę przebłagalną.
- Co tu się odbywa? - myślała gorączkowo Żywia dołączając do reszty.
Tymczasem z jeziora wynurzył się olbrzymi i oślizgły, półnagi wodnik. Przez zgromadzonych przeszedł szmer i trwoga. Oczy miał wielgachne, zimne i rybie, włosy długie i niechlujne, skórę zielonkawą na niej wypustki, błony pławne między palcami.
Żerca podszedł bliżej trzymając w jednej ręce koguta, w drugiej postronek z młodym koziołkiem na jego końcu. Zwierzę zapierało się kopytkami o deski pomostu najwyraźniej przeczuwając fatum jakie nad nim wisi.
Ale wodny potwór nie zamierzał przyjąć przygotowanych dla niego darów. Wzburzył tylko wodę i odgrażając się zapowiedział, że powróci nazajutrz wziąść sobie dobrowolnie lub pod przymusem kobietę za żonę. Po czym zapadł się w szlam, a woda za nim złowieszczo zabulgotała.
Ludziska zlękli się okrutnie. Nikt bowiem nie chciał oddać swej baby, ani córki temu potworowi za żonę.
c.d.n.
Iwan Biblin - Wodnik
rycina z netu.