Łączna liczba wyświetleń

środa, 17 kwietnia 2024

Płoty

 zbudowaliśmy płoty

z założenia wspaniałe

 oddzieliliśmy  głodnych

  chroniąc sytych na stałe


dobrych naszych złych obcych

wiele murów wzniesiono

dzieląc słabszych i mocnych 

czas nie szczędził nikogo


 gdy historia dzieliła

to żywioły równały

grawitacja z nas kpiła

dawne płoty niszczały


Na zdjęciu Mur Aureliana okolice Porta San Sebastiano.  Mur miał uchronić Rzym przed najazdem Wizygotów i Wandalów. 

Zdjęcie z Wikipedia.


czwartek, 11 kwietnia 2024

Wiedźmińskiego terminatora przypadki - XIX

Kiedy Żywia uciekła z biesem od swej niedoli u Wodnika z wielkiego jeziora, w górę rzeki się skierowali. Mijali łąki, pola i osady. Rzeka gdzieniegdzie meandrowała, gdzieniegdzie rozlewała się łagodnie, innym razem wartko spadała w dół. Naraz na brzegu zoczyli ludzkie stadło. Kukłę społem topili. Żywia dobrze wiedziała, co się święci i że to  słomiane straszydło to Marzanna -  pani zimy i pomorku. Chłopi rozwścieczeni przeciągającą się zimą bili ją i widłami dźgali, by koniec końców podpalić i resztki tradycyjnie w nurt rzeki wrzucić. 

Z daleka mijając tubylców popłynęli w spokojniejsze okolice, aż głód im w oczy zajrzał i wydrążoną w pniu drzewa łódź w cichym zakątku zacumowali. Kraina ta wydawała się mniej surowa, miejscami niemal płaska, zewsząd otaczały ją upstrzone kaczeńcami rozlewiska. Z nieba słychać było skowronka, w ciepłych kałużach żaby rechotały. Na niewielkim  wzniesieniu stała widać dawno zamieszkała chata. Tam też się udali i zaglądnęli w okna. Zdawało się, że panuje tam półmrok i cisza. Lekko pchnięte drzwi rozwarły się z jękiem. Zdziwili się ogromnie, bo w domu matka przy dwóch oseskach się krzątała.. Jednego tuż przy piersi sobie trzymała: biedny ledwo mleko połykał tyle go miała. Drugiego w  tym czasie w kołysce kolebała i cichutko śpiewała: 

Luli luli luli

moje dzieciąteczka

słońce ziemię tuli,

chłopczyka dzieweczka.


Luli luli luli

uśnijcie oboje,

dajcie żyć matuli

wszak się nie rozdwoje...


Bies zbaraniał kiedy nakazała mu dziecko bujać. Ale robił to tak sprawnie, że srajdek prędko usnął, a i drugiemu oczy się wnet zmrużyły. 

-Patrzcie go jakie ma łapy dobre do dziecków! Jakby co, będziesz u mnie za niańkę robił! - oznajmiła nieznajoma. 

Bies wpierw oczy wybałuszył i pod nosem coś zaczął mamrotać. Ale, że go nikt nie  zrozumiał, to matka dzieciom zwróciła się do Żywii. 

- Co was do mnie sprowadza?

-Zatrzymać się gdzieś musieliśmy. Jeśli pomocy od nas pani chcecie, to pomożemy. - Spoczynku i strawy nam trzeba, a potem odejdziemy w pokoju.

- Wołają na mnie Żywia. Terminującą wiedźmą jestem, a to mój  chowaniec wskazała na biesa.

- Belzebób - niespodzianie ozwał się. - Amator bobu - diablę wyciągnęło swą kosmatą łapę na powitanie nieznajomej pani i dłoń jej ucałował. 

- Toćcie lepiej trafić nie mogli jak do Mokosz w gościnę! - zakomunikowała.


Węże wodne - Gustav Klimt

Mokosza pół roku wędrowała po tej krainie,  a gdziekolwiek się pojawiła, zakwitały kwiaty i drzewa, a pola rodziły plony. Kochliwa przy tym była okrutnie! Wolnych i z żenami mężów lubiała jednako. Czy to bóstwo, czy niebożę swym urokiem opętywała. Dlatego co roku mniej więcej o tej porze  rodziły się najpiękniejsze dzieci z ojców niewiadomych. O wielkich błyszczących oczach, pięknych rysach i budowie, a większość z nich miała moce ludzi ku sobie zjednywać: bo tam i talenty wszelakie i uroda była. Mokosza przygarniała do siebie również wzgardzone kobiety. Wszystkie jej hołd, żertwy i modlitwy składały; Od tych, co z byle pachołkiem na sianie się turlały, po zamożne i wpływowe panie z dworków i zamków. Od dbające po obejście, w tym oborę i chlewik, chłopek, po urzędy piastujące matrony. Jej się wszystkie wypłakiwały. Jej o pomoc i opiekę prosiły. Jedne i drugie: chłopki, czy białogłowy, zwykle przez dziatwę lub jej brak  łzy swe roniły. Nic bowiem wówczas takiej wagi nie miało jak dola i rodu powodzenie.  Jeśli o prostych chłopów zaś  się tyczyło, czy o jaśnie panów, to jednakie skargi słyszała: "Wszystkie jak te wieprze!", "Dobre jeno do bijatyki i pijatyki!", "Jak pod nos nie postawisz, to nie zeżre!" Mokosz była im jak macierz: święta, mokra, płodna ziemia. Od niej dżdżysta ulewa, rzęsiste wstęgi rzek i wszelki urodzaj. Gdziekolwiek się pojawiła, powietrze wypełniał zapach świeżo koszonej trawy i kwiatów. Pszczoły roiły się i barcie opuszczały: same z drogi bartnikom ustępując, tak by mogli bez żadnych przeszkód wydobyć ociekające miodem plastry. Mokoszę wraz z nadchodzącą jesienią zastępowała Marzanna. Sporu ze sobą jednak nie miały i jak siostry dzieliły się ziemią zamiennie i każda po pół roku we władanie ją brała. Wszystko czym zarządzały podlegało bowiem odwiecznemu prawu i mądrości: wszystko, co ma swój początek, posiada swój koniec, a koniec jest początkiem odrodzenia.

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Oceany

w chwili słabości 

żarłoczni publicznej uwagi 

łakomi na byle pochwały

niechcący pozbyliśmy się 

ochronnej warstwy naskórka

drugą i trzecią powłokę

wciąż oddajemy w zamian

za dobre mniemanie o sobie


nieprawdopodobne jak bez problemu

przyjeliśmy reguły gry

znaczone karty wydane fanty

  na czynniki pierwsze

rozłożone marzenia problemy

i ręce 


pragneliśmy podziwu

pragneliśmy prawdy

tymczasem wypłyneliśmy 

na szerokie wody zobojętnienia

już nam nie straszne

 głębiny ludzkiej nieświadomości

mielizny przyzwyczajeń

przypływy i fale szczerości 

palcem na wodzie pisane głupoty

sympatie i sztormy złości 

 myślimy tak samo

 myślimy inaczej

nie mamy zdania

bez udawania nie ma ideałów

prawdziwe życie przyprawione jest łzami





sobota, 30 marca 2024

Wiedźmińskiego terminatora przypadki - XVIII

 Nie była ostrożna. Nie skryła się i nie spodziewała się tego, co się stanie. Poszła po prośbie do gospody. Poczęstowali ją kaszą na liściu kapusty. A kiedy wychodziła płócienny worek spadł na nią od tyłu, zasłonił oczy i twarz. Słyszała naglące głosy karczmarza i wieśniaków. Na przegubach sznur związali mocniej, nogi - tak by mogła zrobić krok. Szturchali i ciągneli w nieznane. Kiedy pod stopami wyczuła wodę i miękkie dno, pozwolili jej patrzeć. Z jeziora wynurzył się wodnik. Oczy miał rybie wybałuszone i zimne. Zlepione włosy ociekały wodą i szlamem. Szmer przerażenia przeszedł przez tłum. Kobiety zakrywały dzieciom oczy, mężczyźni trzymali widły i kosy skierowane w stronę jeziora. Przed szereg wyszedł Żerca, który przemawiał potwierdzając nowe przymierze  i przyjaźń z wodnym stworem. W końcu zwrócił się w stronę jeziora.  Ludzie rozstąpili się, kiedy pan jeziora wyległ przed zgromadzonych na brzeg i wziął do ręki przekazany mu sznur. Wodnik pociągnął Żywię za sobą. Chłopi na brzegu jeziora odetchnęli z ulgą 

Słoneczne promienie przenikały wodę i promieniście spadały na dno. Gdzieniegdzie oświetlały muł, z innej strony skały i piach. W wodzie unosiły się i opadały warkocze wodnych traw: rozwidlone gałązki grążela, łodygi grzybienia i strzałki wodnej. Te ostatnie sięgały wysoko tafli wody, zewsząd podpływały drobiny rzęsy wodnej i odgłosy falowania. Bezbronna wiedźma w podwodnym świecie ujrzała kolejne zgromadzenie. Były tam topielice, brodarice i rusałki. 

Na samym dnie, wodne istoty ich otoczyły i zwarły krąg. Żywia widziała w ich obcych oczach pogardę i niechęć, a może nawet zazdorść? Nie rozumiała tej złości. Nie zabiegała o to. Wszystko działo się mimo woli. Zniekształcone sylwetki, sine usta i ciała przerażały ją. Zaciekawiona odwróciła głowę w stronę, w którą spoglądała podwodna brać. Najohydniejsza z  istot w asyście dwóch ogromnych rozmiarów węgorzy przyniosła muszlę, wypełnioną osobliwą cieczą i niemym gestem kazała pić. Na nic zdały się odmowy. Rażona niespotykanie silną magią złożyła wargi na brzegu naczynia. Zawartość pokonała gardło,  przełyk i drogę do żołądka, a także resztki świadomości. Kiedy się ocknęła, nie była już tą samą dziewczyną.  Dzięki magicznej miksturze zmieniła się, aby przetrwać. W tym równoległym podwodnym świecie musiała nauczyć się oddychać, z czasem rozwinęła więc tą umiejętność. Musiała również porozumiewać się z jej mieszkańcami i udało się to za pomocą rozwiniętej u wiedźmy telepatii. Dzięki niej dowiedziała się między innymi, że ma być poślubiona wodnikowi i stać się naczyniem wypełnionym nadzieją dla podwodnego świata. Intuicyjnie wiedziała, że potwory z jeziora czekają na życie, które z jej pomocą zmieni tę krainę. Prócz wodnika, żyjątek i ryb zamieszkujących toń ogromnego jeziora, reszta demonów była martwa.  Kiedy nadszedł czas, Żywia złożyła skrzek.  Setka oczu patrzyła teraz na nią z wyrzutem, a ona patrzyła na te jajeczka i zastanawiała się, jak mogło do tego dojść? Przecież prowadziła się należycie.  Wprawdzie w wieku lat dwudziestu często rozprawiała z kamieniem filozoficznym, kiedy pomieszkiwała kątem u alchemika, ale włożyła jego słowa między bajki. Kamień filozofów zapewnił ją wtedy, że zostanie królową podwodnego świata, a nawet da początek nowej dynastii. Ale kto by tam brał na poważnie słowa kamienia? Śmiała się z tych jego opowieści i źartowała, że będzie wielką panią. Mimo wyraźnych względów i większej swobody, wciąż tęskniła za dawnym życiem: za słońcem,  ziemią, za zielonym pagórkami i lasem, który o tej porze roku budził się do życia. Pod powiekami widziała falujące łąki  z wonnymi kwiatami. Pewnej nocy, kiedy wpatrywała się w lustrzane odbicia księżyca, nie wytrzymała i wypłynęła. 

Niespodziewanie kosmata dłoń chwyciła ją i wciągnęła na łódkę. To bies przybył jej na ratunek! Skąd wiedział, że potrzebuje pomocy?

c.d.n.



poniedziałek, 25 marca 2024

MAJÓWKA

 

 

Ten zakątek tajemną ma moc. 

Wewnątrz świątyni tysiąca naw 

głębię obrazu uwięził staw. 

W cieniu mruczy oswojony koc…

   

 Ukrop, drży powietrze i… śnieży. 

Umysł pragnie pojąć żywioły:

Jawa - i puch gubią anioły?

Złuda – i topola się pierzy…



31 maja 2010

czwartek, 21 marca 2024

Nina

Zadbaną dłonią 

 przewertowała żurnal.

Palcem wskazała krój.

Miała kiedyś podobną sukienkę.

Była kobieca i zbyt poważna na jej wiek…

 Wrócił czas dotykiem czesanej trawy;

nisko pochylonych nad polem chmur;

skażone rdzą torowiska;

opuszczony dom;

i męska twarz…

 Surowe rysy topniały,

by z czasem znów zastygnąć jak wosk.

-Stracone, przeklęte raje…

***

Po upadku imperium,

Nina wygrała na loterii złoty los:

 morze tłustej materii,

  które starannie obrastało w kurz,

czerwoną szminką odcięte urojenia…




niedziela, 17 marca 2024

DUSZ(NE) NASTROJE


W ciszy cmentarnej alei; 

W kłączach dalii i storczyków;

W dżdżystej wieczornej kąpieli

psotnych paproci haczyków…

 

Skryci pod liśćmi łopianu

młody chłopak i dziewucha; 

Wraz z kolumnami kasztanów; 

zaczaili się na ducha.

   

W dali światła gasły właśnie;

W ziemi truchło robak toczył…

Aż tu nagle jak nie trzaśnie!

Puchacz zdobycz w norze zoczył!

   

Spadł, pazurem futro chwycił.

Ciosem rozlał wnętrze brzucha…

Młodzi gapią się jak wryci: 

-W mogilniku jest Kostucha!

   

-Dziobem patroszy trofeum!

-Szarpie i flaki połyka,

a księżyc jak Koloseum;

Ćma tańczy kołem i znika.


Nikną bukszpanowe kręgi.  

chłód balsamuje wieczny cień,

gorące młodych przysięgi

nim noc zamieni się w nowy dzień.


  Brzmią słowa ciszą przetkane,

w oczekiwaniu upiorzyc;

Nim stary grabarz nad ranem

podwoje światów otworzy.


-Czy to wiatr w gałązki dmucha

w kryjówce śmierci i życia?

Brzoza szepcze im do ucha:

-”Moc tajemnic do odkrycia…”


-”Zostań. Każda chwila krucha…”

Szum – czy tylko urojenia?

Nic. – Nigdzie żywego ducha.

Tu sen. Spokój. Kres istnienia.

(27 stycznia 2010)


Zdjęcie pinterest