Z nekropolii Żywia trafiła prosto do nieba. I chyba z dwa tygodnie siedziała sobie błogo na puchatej chmurce, płosząc nadlatujące ptaki. Siedziała i patrzała z ciekawością w dół. Z wysoka wszystko wyglądało odrobinę inaczej; krowy na pastwisku przypominały boże krówki, konie - pasikoniki, a chłopi na kartoflisku uwijali się niczym mrówki usypujące ziemniaczane mrowiska. Siedziała, patrzała i ckniło jej się straszliwie do Kurzej Łapki i do jej kwiczącego dobytku.
-A co tam! - mruknęła do siebie znudzona, fiknęła koziołka i poleciała w dół.
Nie wiedziała już sama ile obrazów przed oczami jej się przewinęło, nie wiedziała również jak spadała i jak długo leżała pośrodku bagna. Gdy się przebudziła nad uroczyskiem unosiła się sina mgła. Kłaczki pnączy dotykały jej stóp, ostatnie liście łaskotały ramiona. Bezwiednie brała udział w niezwykłej ceremonii ustronnego matecznika. Spowita w zieleń i przesycona mgłą zapragnęła wyprostować splątane myśli i nogi. Okoliczne źródło bulgotało złowrogo wśród oparów unoszących się nad mokradłem. Przenikał ją złowieszczy chłód, pod językiem napotkała słodki posmak trucizny. Babka uczyła ją jak stawiać czoło prawdzie. Prawdzie tak niewiarygodnej, że każda nieprawda miałaby większy sens… -Umarła i wróciła do żywych! – na myśl o trupich wyziewach świata umarłych zjeżył jej się włos na skroni. Poskromiła swój gniew i strach, i poczuła, że trzeba jej wracać do babki. Póki co musiała przetrwać noc. Nasłuchała się o lokalnych demonach i o Leszym od wiedźm i żerców dość, toteż wiedziała, że o tej porze dnia i roku nie może czuć się tu bezpiecznie. Szczęśliwie zbierając chrust odnalazła leśną polanę, a także mały wodospad oraz grotę ukrytą pośród drzew. Rozpaliła ogień i rozpoczęła pieśń, aby wywabić zeń złe duchy.
Z wnęki wyszedł… tchórz. Wąchał nerwowo powietrze, najwyraźniej wyczuł dym, albo strwożyło go zawodzenie wiedźminki - nie wiadomo. Tak czy siak dziewczyna weszła w szczelinę bardzo powoli i z najwyższą ostrożnością. Z drobnych gałązek i porostów uwiła sobie legowisko. Przeniosła ogień do środka i pomyślała, że wspaniale byłoby rozpocząć swoją własną praktykę, zostać tu w lesie na zawsze, nie rzucać się nikomu w oczy, przywdziać szarą suknię i robić to, co zawsze chciała robić, czyli czarować. Przy każdym wdechu widmo myśli robiło się bielsze i bledsze, wnękę wypełniał zapach mchu i wilgotnej ziemi, a Żywii zdawało się, że świat rozmywa się przy trzasku olchowych polan… Już myślała, że zapadnie w sen, już znużone oczy odmawiały posłuszeństwa, kiedy z mroku zaczęły się wykluwać kosmate baboki i dalej barczeć na nią i zdmuchiwać ogień poczęły. Żadne zaklęcia, żadne prośby i groźby, które Żywia w straszydła ciskała, nie miały większego skutku. Broniła więc żaru usilnie, albowiem na samą myśl, że może się ze straszydłami w ciemnicy sam na sam ostać, przechodził ją lęk.
cdn.
Uy genial fragmento me dio miedo. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńCitu, eres mi lector más fiel. Esto te motiva aún más a aprender español. Gracias. 😀
UsuńDobrze się czyta :) Czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Niedługo będzie. ;)
UsuńWciągające...
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam. 😀
UsuńNie ma już tej przerażającej fotki z poprzedniego postu (haha), więc przeczytałam z wielkim zainteresowaniem :)
OdpowiedzUsuńPani Ogrodowa, trochę jeszcze zamieszczę dekoracji na Halloween - jako kulturową ciekawostkę oczywiście. 🎃🎃🎃Dziękuję za odwiedziny.
UsuńPieknie opowiedziane! Kolejne skojarzenie - "Alicja w krainie czarów". Jestem pełna podziwu. I bardzo ciekawa, co dalej? Ależ masz wyobraźnię. Ależ słownictwo. Czapki z głów! Po prostu!:-)
OdpowiedzUsuńBlogosfera to taka Kraina Czarów. 😀 Dziękuję za miłe słowa. Zasyłam pozdrowienia. 💚
Usuń