Czy szczycić się będą szczyty?
Czy wzburzy się morze,
naszym odejściem w tęsknotę?
Echo, klif, urwisko,
grunt, co pod nogami,
wodę, słońce, powietrze
tym, co przyjdą po nas,
oddamy.
(24 listopada 2012)
Czy szczycić się będą szczyty?
Czy wzburzy się morze,
naszym odejściem w tęsknotę?
Echo, klif, urwisko,
grunt, co pod nogami,
wodę, słońce, powietrze
tym, co przyjdą po nas,
oddamy.
(24 listopada 2012)
czasem jest
nam wszystko jedno
czasem chcemy być tak
jak zimna i nieczula ryba
co żeruje w toni płytkiej rzeczki
lub w głębiny oceanu wypływa
i nie boi się dna ni wodorostów
bez powodu czy zapytana
nie przyznaje się nic nikomu
nie odpowiada gdyż ryba
nie posiada zdania
za to często
ukrywa się
niesie ją lub opiera się fali
która inne istoty zdoła porwać lub powalić
by koniec końców w milczeniu odpłynąć w dal
Bywa, że mimo wyraźnych przesłanek zwiastujących wiosnę, nagle spada temperatura i pojawia się śnieg. 🫣
***
Przerwany sen,
Ocean ciężko oddycha.
-Lodowa góra.
***
Śnieg przysypał park.
Splamił skrzydła gawronom.
Cisza, sól i pieprz.
***
Ostrosłupy drzew.
Na stokach północny wiatr
postrącał kule.
***
Szron na gałązkach
miękną pędy zielone,
- jasny, zimny puch.
***
Łagodna przestrzeń,
w ziemi ukryte zboże
wypełnia pustkę.
na dymionych dachach
rozsiadły się chmury
jak kury
w strugach siostry tęczy
z wichrem dzielnie walczą
i tańczą
czoła aż zmarszczyły
rosłe w awanturze
kałuże
oddają przechodniom
szlak prześwitów w niebie
i siebie
(18 lutego 2011)
niezmiennie co dnia
od wschodu
wyłania się słońce
zastyga najwyżej
chwilę lub dwie
by potem stopniowo
opadać w cień
dziecko staruszek
głupiec myśliciel
ofiara myśliwy
święty i przestępca
wieczni kochankowie
od zawsze rozdzieleni
porównują się ze sobą
spalają się stapiają
przyglądają gwiazdom
zapadają w sen
własną drogę odzyskać
wspólne wędrowanie
w głębinie zaklęte
słońca niepojęte
dzikie nenufary
zaklęcia i czary
unoszą się w toni
fala falę goni
księżycowe kłącza
krynica płonąca
dziś jakby uśpione
drogi zagubione
niedostępne chaszcze
tylko niebo głaszcze
od zawsze był czas
muzyka ciemności
w ciemności był punkt
świetlana przybłęda
skręcona w spiralę
wpędzona w ruch
by spotkać się tu
w rozwidleniu ulic
puls w szybach metra
nieznane twarze
mknie życia sen
senne miraże
od zawsze był czas
muzyka ciemności
w ciemności był punkt
świetlana przybłęda
za ścianą wśród wzgórz
rozlało sie morze
płyną statki
na każym z nich żeglarz
w zmęczonych źrenicach
wiszą mu chmury
jak śnieżno-białe firanki
czule tuli już drugi brzeg
dzielą i ważą się losy
ładunek poszedł na pniu
gwar i nieznajome twarze
z sosnowych kandelabrów
skapuje żywica
krople stukają
w klawisze fortepianów
wybrzmiewa chwila
w kwadraturę ujęta prawda
w alabastrowych pałacach
ze snów
tak mi dziś pstro w głowie
jak za zielonych lat
klatka po klatce mknie
podwórkowa brać
struga łuki dzidy i proce
na polowanie na niby
połowy w rzece
by w kąpieli wiaderka zawrzeć
srebrne ryby nieme małże
gdzie sięgniesz wzrokiem las
pola bezbrzeżne trawy
zgodne statków dryfowanie
o nie to piracka bandera
zielone liście jak pieniądze
wystarczało z drzewa rwać
po coś i żeby mieć
uczyliśmy się na nich grać
na moment i mimowolnie
przerywając dzikie gonitwy
gubiące pościg co na ogonie
poprzez prerie dżungle kaniony
by ukryć skarby świata
muszle szkiełka kamyki
odebrane potworom z głębin
złote grudy i złote myśli
jak wydrążone ziemi pędraki
tam gdzie rechotanie błotnych żab
umykające pasikoniki
kluczem do gwiazd i nieba
skreślony szlak
w swojej obecności
z przeszłością się mierzę
i na nic mi te przymiarki
buty nie do pary
ubrania nie pasują
nie pozwalają dalej iść
przyglądam się chwili
przyglądam się sobie
na cyferblacie
kolejny wyrzut zegara