Wśród kilku rozproszonych domostw paliło się ognisko. Płomienie lizały wyschnięte drwa i wysyłały do nieba skrzące się paciorki. Wokół tańczyła gromadka kobiet; klaskały i powtarzały intonacyjny śpiew w takt uderzeń bębna. Setki warkoczyków spadały kaskadą na nagie piersi; gołe brzuchy wiły się jak u kobry, aż serce Haruna przyśpieszyło i zaczęło bić rytmem kobiecych bioder. Westchnął oczarowany. Oddzielnie zgromadzonych mężczyzn zajmowało zupełnie co innego: dwóch osobników z białą glinką na twarzy na kształt maski tańczyło z dzidami. Nie, to nie są popisy, to musi być pojedynek! – zrozumiał w jednej chwili Harun – prawdopodobnie walczą o żony, o prestiż, ku chwale swego plemienia… Mięśnie przedramion kurczyły się i zadawały cios pokonanemu. Z ran spływała im krew, za jakiś czas z piersi którejś z tych dziewczyn popłynie mleko – pomyślał nieprzywykły do podobnych widoków młody człowiek, który nie spostrzegł, iż za jego plecami ktoś właśnie zasadzał wnyki.
***
Nagle upadł przygnieciony uściskiem dzikich ciał. Schwytanego i związanego sprowadzono do osady i przytwierdzono do otaczającego ją ogrodzenia. W jednej chwili skończyło się przedstawienie. Zgromadzenie otoczyło przybysza i mówiło coś w swoim dziwacznym języku głupio szczerząc zęby. Dzieci zabrały mu buty, zegarek i kamizelkę, nie mógł się obronić. Później na postronku powiedli przed oblicze wodza jak jakieś bydlątko, być może na pewną rzeź? Nawet na statku przy ciężkiej robocie żaden z mężczyzn nie był tak ordynarny, żadna ze znanych mu kobiet nie zachowywała się dotąd w ten sposób. Żadna nie patrzyła na niego jak na znalezioną wśród błota błyskotkę i nigdy wcześniej nie widział w damskich oczach porządania pomieszanego z pogardą.
***
Senną ciszę przetkaną brzęczeniem moskitów przerwał krzyk dobiegający z jednego z szałasów. Zbudzeni ludzie wpadli w popłoch. Przestraszony Harun zaczął trzeć włókna ściskające mu nadgarstki. W oddali pojawił się cień zwierzęcia, które wlokło za sobą kawał rozszarpanego mięsa. Szakal, albo pantera – stwierdził z przerażeniem. Szczęściem jak szybko się pojawiło, tak szybko odeszło w ciemne jak sadza czeluści.
***
Nad ranem wrócili tamci. Jedna z kobiet oparta o ramię innej przeraźliwie szlochała. Wyglądała jak rzadki, tropikalny kwiat, który przekwitł właśnie tej nocy. Straciła kogoś bliskiego - pomyślał.
Wkrótce przyszedł do niego jeden z dzikich. W ręku ściskał glinianą miseczkę, w której dymiła porcja pieczonych owadów. Wyglądał na zmieszanego. Z jednej strony wpychał mu naczynie, z drugiej wskazywał palcami usta. Harun rozpoznał w nim wcześniejszego agresora. Czyżby to zadośćuczynienie? Może uznali, że atak drapieżnika to jakaś klątwa, może zemsta tajemniczych bogów? Może jego samego uznali za jakieś bóstwo? Popatrzył na posiłek. Cóż było robić? Nie w smak mu było spożywać chrząszcze. Ale nie sposób było wykręcić się od skorzystania z zaproszenia na to prymitywne przyjęcie.
25 marca 2011
Przygoda tego młodzieńca coraz bardziej sie rozkręca!:-)
OdpowiedzUsuńI dobrze. Ciekawa jestem, co jeszcze sie tutaj zdarzy.
A wracając do komentarza z pierwszej części, to fajnie że sie znalazł!:-)
A co do potwierdzenia czy sie pisze dobrze, czy źle...Najważniejsze chyba by to czuć samemu. By sie rozwijać, zauważać swoje błędy i starać sie ich unikać w przyszłości. Ciągle iśc naprzód niezależnie od tego ,czy nas ktos gani, chwali, czy w ogóle dostrzega. Bo piszemy głownie dla własnej przyjemności oraz dla tego, by mieć coś, co dodaje naszemu życiu sensu, co jest pożyteczne dla naszych umysłów....
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Przyjemne to może i jest, wartościowe dla umysłu/--ów, bo cały czas potrzebują bodźców. Myślę, że zamieszczam na blogu, aby mieć jakąś reakcje od czytelnika. Skonfrontować swoje myśli z innymi.
UsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńPrzefajnie napisane, aczkolwiek te pieczone chrząszcze to nie na moją wytrzymałość :-)
OdpowiedzUsuńNo coś Ty! To jedno z egzotycznych dań! Przypomina niektóre luxury meal na wakacjach all inclusive. 😉
Usuń