Od zawsze
ażurowy portyk wzywał do siebie
skostniałe cienie zmieniały się w szelest,
szedł, cały drżał
tam poraz pierwszy
całował wysrebrzane obłoki,
tam gasły i zapalały się pochodnie
jeszcze chwilę,
jedną milę…
Po obu stronach
stygły alabastrowe posągi:
alegorie prawdy i fałszu,
piękna i brzydoty
na końcu alei wiecznie żywa prawda.
Lepiej było nie mówić nic
niż błądzić w mniemaniu,
gdy pierś ściskał zachwyt
pułapką słów i obrazów,
a rozkosz przeobrażała się w tęsknotę
w bezgłośny krzyk za światem prawideł:
-Kiedy przypadek obnażył
naturę człowieka...
(6 września 2010)
Czy to są Twoje wiersze??? Jeśli tak, to podziwiam... Super...
OdpowiedzUsuńTak, to moje wiersze. Dziękuję. Miło mi.
UsuńNaprawdę jestem pod wrażeniem... ogromnie mi się podobają.
UsuńTym bardziej mi miło.🥰
Usuń