26 października 2010
I nagle ciemność zapadła, ale nie taka pospolita, co ją Żywia, co noc widziała, kiedy pod wieczór od zagajnika szła. Ta ciemność była duszna, siarką i spalenizną nozdrza wypełniała, aż się w głowie kręciło. -Do chałupy mnie wracać - rzekła sama do się – Babka skórę przetrzepie, jak na czas mnie nie będzie. Nazbierała prawie pełne wiadro ziemniaków. Niepotrzebnie na sam dół po schodach zeszła. Ale coś ją podkusiło, jeszcze raz dziabnęła, a motyka na coś twardego natrafiła. I dziewczyna nazad kopać bez opamiętania zaczęła. Musi to skarb jakowyś? – zgadywała. Niepomna, że na kartoflisku jeno głupi bogactwa ukrywa, wszak każdy rozumny wie, że co jesień wykopki będą. Narzędzie nazad zarzęziło, deski zatrzeszczały. -Może to jakie stare wyrobisko? i jak pomyślała, tak też w tym samym momencie runęła sześć łokci w dół.
Kiedy kurz już opadł i kiedy spod rumowiska się wydostała, zobaczyła nad sobą rogate towarzystwo. Zbiegły się ino czorty niższej rangi za to same ino kanalie. Wierchuszka za stołem w oparach dymu siedziała. Było ich bodajże z trzynastu chłopa, a każden do rosłego capa podobny, bo i ogon, i racice miał. Samogon sobie polewali i skręcone liście tytoniu do pysków przytykali, wielkie przy tym dymne koła w powietrze puszczając. Z lewego skrzydła któryś zaintonował: „Hej sokoły”, drugiemu to się nie spodobało, to go grzmotnął pucharkiem między rogi. Co chwila, któryś któregoś szturchnął zaczepnie, albo ze stołka chciał strącić, byleby wyżej i bliżej zgromadzenia być… Bo na stole, trzeba wam wiedzieć, że różne różności były: prosięta pieczone wianeczkiem antonówek obłożone, a to bażanty po senatorsku, sarni udziec w myśliwskim sosie, potrawka z królika w glinianych garcach i kapusta parzybroda oraz polane grzybowym sosem gołąbki. I Żywia nie wiedziała nawet co jeszcze, tyle tego było wszystkiego, że aż stół pod ciężarem się uginał. Wokół wiły się też zalotne i zadziorne diablice. Im ino jedno było w głowie i bynajmniej nie była to strawa. Do stadła podszedł czarzasty kurdupel i ździwiony kopa w zadek od drugiego zarobił i wszyskie prócz Żywii, gromko się zaśmiali. Nieborak na plecach pergamin miał przyklejony z pięknie wykaligrafowanym: „Kopnij Mnie”.
Alem wpadła! – westchnęła Żywia. Uciekać? Ale jak? Sposobności ni ma, przecie mnie już zoczyli – o ja nieboga! Co mnie podkusiło? Co ja tera pocznę? Co ze mną będzie? – kłopotała się. A tu jeden: ten, co to w samym centrum na największym stolcu siedział i kozią brodę rozmyślając skubał, gębę do niej rozwiera. Pewnikiem Lucyper? - pomyślała. -A juści! Na przednówku w księdze tajemnej diabelskiego księcia raz widziała. Nawet do onego był podobny: włosy i brodę najdłuższą miał z całego zgromadzenia, zapewne nie bez przyczyny - rogi z nich najokazalsze - jak jakowyś jeleń, albo łoś.
-"Gadaj dziewko, skądżeś? I po coś do nas wpadła?"– spytał z sarkazmem.
-"Ja tylko kartofli chciała nakopać…" - odpowiedziała dziewczyna zgodnie z prawdą. Kompanija śmiać się zaczęła.
-"Kartofli"?… Łe hłehłehłe – odpowiedział jej śmiech czortów. -"Już my znamy takie, co to niby dobrze chciały, a do piekła trafiły." I dawaj boki zrywać i głupie miny do siebie stroić.
Przyszłej wiedźmince oczy łzami zaszły. Myśli sobie - trza sposobności szukać i umykać jak najdalej, jak najprędzej! Już miała diabli pomiot o łaskę prosić, już zgrzebną mowę obmyślała i nawet krok w ich kierunku zrobiła, kiedy piekielny książe harmider ręką zawiesił i zarządził:
-"Panienka siędzie, sprawa jest." Migiem zwołał lokajczyka i kazał przed Żywią kielich przedniego wina postawić, a i talerz napełnić wedle jej życzenia. Kiedy wszystko było gotowe, zaczął:
-"Ze Śmiercią mamy na pieńku. Dyplomacji okrutnie potrzebujem i negocjacji w imieniu piekielnych zastępów."
-"Śmierć jakieś wojenne niedobitki nam co rusz przysyła" – ciągnął czart. -"Uparł się i po jakichś bitwach jak szaleniec gania i wybielonym uśmiechem na mordzie rozprawia wszem i wobec, że na prostaczków kosy mu tera szkoda. A nam na co w piekle tyle rycerzy? No?! No powiedzże sama!" Żywia nie wiedziała, co odrzec, więc widelcem w talerzu gmerała.
-"Nudzim się okrutnie, to i skaczem sobie do gardeł. Bezrobocie rośnie, a prognozy mamy fatalne, fatalne… Dobrze, żeśmy opału na zimę pokupili"…- na litość dziewkę brał.
Uy hasta me dio miedito. Genial relato. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńGracias por opinión. Bueno fin de semana. 😀
UsuńWódka ziemniaczana ma wiekową tradycję. Dla mnie jasne, bimbrownicy urządzili się pod kartofliskiem i pędzili ile wlezie. To zwyczajni przebierańcy, chcą odstraszyć grzybiarzy i zbieraczy stonki.
OdpowiedzUsuńSzukają dystrybutora, no i trafiła im się idealna kandydatka z gotową meliną i ziołami.
przezorny Janek
Zauważyłam, że bardzo chciałbyś dodać swoje 3 grosze do tego opowiadania Janku. Niestety wiekowa polska tradycja bimbrownictwa nie interesuje mnie aż tak jak Ciebie. Inspirację czerpię ze swoich wewnętrznych podróży, które wymagają niestety wielkiej dyscypliny w kontaktach międzyludzkich oraz surowej praktyki duchowej. Udanego weekendu.:)
UsuńJa swoje inspiracje czerpię z Twoich tekstów i mam własną wyobraźnię. Nie narzucam sobie żadnych wewnętrznych dyscyplin, a na kontaktach międzyludzkich tak bardzo mi nie zależy. Po prostu mam taki komfort psychiczny, że bujam w obłokach. Interpretowanie różnych tekstów jest tego dowodem. Czekam na ciąg dalszy, ale już bez wrzucania 3 groszy. Moje 3 grosze po dewaluacji nie jest nawet tynfa warte, nie ma nawet jak wydać reszty.
UsuńOpis imprezy z samogonem i liśćmi jest tak precyzyjnie opisany, aż ośmieliłem sobie wyobrazić, że byłaś tego świadkiem, jeśli nie uczestniczką. To świadczy o talencie!
Rzeczywiście, trzeba przestrzegać w realu "surowej praktyki duchowej", żeby nie ulec takim orgiom. Ja bym się poddał i z chęcią uległ.
Taak, praktycznie na pędzeniu i paleniu strawiłem nieomal pół życia. Jak byś potrzebowała konsultacji-wal śmiało.
Podzielę się z Tobą swoim doświadczeniem, nie biorąc nawet złamanego grosza i być może wtedy będę miał jakiś wpływ na Twoją wyobraźnię i twórczość. To też jest ważny czynnik w "kontaktach międzyludzkich". Kto wie może zostaniesz moją Muzą? Chciałbym...
przezorny Janek
p.s. mój weekend trwa od lat i jest udany nadzwyczaj. Dzięki>i vice wersal!
"nie są nawet" korekta.
UsuńMyślałem, że 3 grosze to jedna moneta.
przezorny Janek
Niestety nigdy nie byłam na takiej fajnej imprezie. Jeśli już, to musiałabym chyba wpaść tam przypadkiem, jak Żywia. Jeśli masz jakieś podobne doświadczenia, to chętnie bym o tym poczytała.
UsuńTwój weekend trwa od lat? Nie pracujesz?
Ło matko, trochę się przestraszyłam tych z fotki :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ja wiem, że widok nie jest miły dla oczu, ale u nas niestety rozpoczęła się pora straszenia. Postaram się o ładniejsze fotki. :)
UsuńDam radę, duża dziewczynka jestem :)
Usuń😀
UsuńDlaczego ludzie się straszą? 🤔
OdpowiedzUsuńO! Myślałam, że już całkiem w muzykę poszedłeś i zapomniałeś o pisaniu. A dlaczego ludzie oglądają filmy i czytają? -Żeby przeżyć i doświadczyć więcej. Czemu ludzie oglądają komedie? Aby się pośmiać. Oglądają dramaty, aby się wzruszyć, zapłkać, przeżyć katharsis. A straszą się zapewne po to, by przeżyć dreszcz emocji.
UsuńAleż smacznie! Język przedni i opisy piekielnych potraw wspaniałe. Czytam z uśmiechem!:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo dziękuję. Pozdrawiam 💚
UsuńOjoj i w piekle takie problemy mają :D. Świetne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPiekło zbudowane jest z problemów. Może jakby się wzięli za ich rozwiązywanie, to by przestało istnieć? Chociaż, nie, ono też się potrafi odradzać, jak hydra. Pozdrawiam, bardzo dziękuję za komentarz.
Usuń