10 czerwca 2013
Ocalony przez Dąbrówkę Twardostój nie posiadał się z radości, że ujść z obławy mu się udało. A kiedy się na nim brunatny niedźwiedź usadził, to cały żywot stanął mu przed oczami. Wtenczas zrozumiał, że ma dość kawalerskiej swawoli, że wstyd to okrutny, ażeby go niewiasta z opresji raz za razem ratowała. Postanowił wrócić na zamek, ożenić się z Halszką i najdalej jak za rok doczekać się potomka. A tej dziewczynie, co w głuszy mieszka i dobra dla niego była zawsze, to po stokroć wynagrodzić. Na odchodne wycałował obie dłonie obiecując jej osobę zachować w szczególnej pamięci. Ona jednak w dobre chęci zbója nie bardzo wierzyła.
***
Za to zbójcerz mając na względzie pogoń, tortury i niechybną niewolę, zacisnął zęby i przez najgorszy chruśniak się przedzierał. Dopiero gdy zobaczył na horyzoncie zarysy zamczyska, poczuł ulgę. Nie mógł jednak przypuszczać, że w ślad za nim, z gałązki na gałązkę skacze leśne licho, które szło tak aż pod bastion okalający Miasteczko i weszło przez główną bramę. Wtedy właśnie znalazło się w okropnych dla siebie okolicznościach. Wpierw wpadło w tłum, który jak rzeka zaniósł cudaka na targ i wypluł między kupieckie stoły. Na ten widok pies garncarza ze strachu się urwał. Nieboże zaczęło uciekać ile sił w nogach. Przewróciło się na stragan z naczyniami. Zaczepiło babę z kołaczami. Potknęło się o nogę cyrulika i straciło równowagę. A kiedy samo upaść już miało, wywinęło się niczym wędrowny kuglarz, chwyciło mazidło na porost włosów i zbiegło między domy.
***
Zmachane i wystraszone przycupnęło przy koniach. Rozmazało się przy tym okropnie. Rozpaczało, że tak niefortunnie straciło mości księcia z oczu. Wiedziało jednak, że szukać go należy nie gdzie indziej jak na dworze. Umyśliło sobie wejść tam kuchennymi drzwiami. Obeszło przybudówki i zapukało do tej, gdzie dym w kominie ochoczo podskakiwał. Otworzyła jej okrągła i rumiana kucharka. Od razu chciała licho przepędzić. Jednak przeszkodziła jej jakaś taka podejrzanie wychudzona, a która nie dość, że wpuściła nieszczęście do środka, to jeszcze własną strawę na dwie części podzieliła i je ugościła. Spotkanie z leśnym lichem nic dobrego jednak dworskiej kuchni nie przyniosło. Na drugi dzień gruba dostała kolki, następnie niestrawności, nie zdążyła na czas do roboty, kuchmistrz stracił cierpliwość i kazał się jej wynosić. Szczupła za to awansowała i postanowiła dworskich dostojników skutecznie odchudzić.
***
Jak ja niecierpię tego rodzaju muzyki - myślał Twardostój przysłuchując się próbom do weseliska.
-A najgorsze jest to, że wpada w ucho! Już się szykował, już wkładał swój strój paradny i nerwy dawały o sobie znać.
*
Korzystając z zamieszania, a trzeba wam wiedzieć, że to były ostatnie przygotowania do książęcych zaślubin, licho umknęło na pokoje i tułało się po dworskich komnatach szukając ukochanego. Chcąc nie chcąc trafiło w centrum zamieszania, gdzie dworskie służki stroiły pannę młodą. Stały przed lustrem i jedna układała pukle w zmyślne sploty, a druga miała barwić przyszłej księżnej policzki. Ku zdziwieniu straszydła ucieszyły się, kiedy je zobaczyły. -W samą porę! – zapiszczała ta, co miała malować. Niespodziewanie wyrwała lichu zwinięte z targowiska mazidło i poczęła smarować nim twarz oblubienicy. -Będzie pani wyglądać jak królowa – szczebiotała dwórka. Halszka jednak cudu nie doczekała. Trwało chwilę, a na twarzy pojawiła się bujna jak u dzika szczecina. W jednej chwili krużganki przebiegł jeden pisk. – To jej wina! – wrzasnęła pokojowa i wskazała na licho. Upiorzycy nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Naraz wzięła nogi za pas, a wybiegając z komnaty, wpadła na białogłowę, która ślubną suknię niosła. Straszydło szamotało się przez chwilę uciekając w najdalsze zamkowe zakątki. Widząc zgromadzenie roztropnie zakryło twarz, ażeby nikt je nie rozpoznał, a oddech i krok zwolniło. Podeszło do księcia i grzecznie przyrzekało wszystko to, co mu czarodzieje kazali, na co młody książe pospołu lichu przysiągł przy świadkach. Tak oto książe leśne licho poślubił i swój los po kres dni wybrał.
Koniec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz