3 lutego 2013
Dąbrówka nie mogła zasnąć. Wielki jak bochen chleba księżyc świecił natarczywie. Zawisł nisko, jakby właśnie tej nocy na koronach drzew miał być złożony jak na stole. Ciemne wierzchołki przeszło stuletnich drzew przysłaniały pobielone śniegiem pola oraz węzeł traktu do książęcego zamczyska i do Sobótki. Przez okno ozdobione koronkową firanką przenikał lodowaty ziąb. Okryła się wełnianą chustą i podeszła do pieca, ażeby podrzucić parę drew. Misiek rozłożył się pod nogami rozkosznie jak to zwykł robić w gawrze oseskiem jeszcze będąc. Dąbrówka ominęła bestię i przypomniała sobie, jak go przygarnęła. Dziewczęciem jeszcze była i wybrała się do lasu po grzyby. Wtem usłyszała z krzaków niby dziecięce kwilenie. Podbiegła bliżej i znalazła tam niedźwiadka w sidłach zastawionych przez kłusowników. Szkoda jej się zrobiło zwierzaka, był puchaty i taki słodki. Niechybnie jako maskotka na łańcuchu u cyrkowców by skończył, gdyby nie ona. Początkowo matka nie chciała się zgodzić na nowego chowańca, ale Misiek miał do dziewczyny wielką słabość, więc nie sposób było zabronić im tej zażyłości, tymbardziej, że wielkiej szkody w domu nie czynił, a z czasem stał się dla Dąbrówki osobistym ochroniarzem, tak że Nawoja przestała się się o córkę bać. Ogień lizał osmalone polana. Wrzuciła do pieca kolejne. Łapczywie zajął się i nimi. Potok zimowych dni dłużył jej się w nieskończoność i dziewczyna miała wrażenie, że zamarzł w niektórych miejscach jak kra. Układając się do snu pomyślała jeszcze o bezczelnym myśliwym, którego Misiek jesienią słusznie łapą potraktował, i jak go guślarz od nieszczęścia ratował, ale odgoniła to wspomnienie od siebie, bo przecież nie przyjdzie im się więcej spotkać.
***
Na zamek zdążyli powrócić posłowie. Każden z nich przywiózł z podróży wizerunki zamorskich księżniczek, które kandydatkami na żonę dla księcia Twardostoja miały być. Jagoda i Maksymilian posunęli się w latach i wnuki chcieli już bawić, a nie martwić się że ich jedyny potomek w pojedynku o honor jakiej panny zginie. Chcieli mieć pewność, że księstwem będzie prawowicie władać, a nie uganiać się za służebnymi, jakkolwiek byłyby one urodziwe. Wszak wyższym był stanem, a takiemu nie przystoi. Zatroskani rodzice z zaciekawieniem obserwowali reakcje na potrety kandydatek. Jedna odpadła w przedbiegach. Księżna stwierdziła, że w biodrach jest zbyt wąska i nie urodzi, że figura chłopięca, a rysy jakieś takie ptasie. Drugą odrzucił książe i choć wydawała się do tej roli wyjątkowo pasować, to sam zainteresowany określił ją mianem „tłusta”. Trzecia pofatygowała się zjechać na książęcy dwór sama. Prędko swoje wiano przedstawiła, sporządziła kontrakt, a taka była w obrachunkach skrupulatna, że się Twardostój jej gospodarności przeraził. Jagoda radziła odczekać i dać uczuciom szansę, ale czas nic nie zmieniał, za to nękać zaczęły młodego dziedzica rozmaite boleści, także medyka na ten czas wezwano. Ten młodego opukał, osłuchał, wypytał, wszerz i wzdłuż obadał i na koniec ręce w znaczącym geście rozłożył, minę ważną zrobił oznajmiając wszem i wobec, że albo to jaka nieznana mu zaraza, albo dotknęła młodego księcia melancholia. Zima dla Twardostoja była odkąd pamięta udręką. Siedział wtedy na dworze i tęskno mu było za kompanią, ciągnęło ku nowej przygodzie, męczył się wtedy niemożebnie.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz