Znajda II
24 marca 2014
Pod osłoną nocy fura kowala kolebała się polną drogą w kierunku dąbrowy. Nie wiedzieć kiedy gościniec zmienił się w głęboki wąwóz, który przecinał las. Chaszcze i cienie urosły, a dziewczynkę przeniknął chłód, ogarnął strach. Wspomniała dzień, w którym po raz ostatni widziała matkę: jej kwiecisty fartuch, pszenne bułki z nadzieniem, i że dostała ścierką za dzikie harce nad sadzawką i zbłocone odzienie. Potem już tylko konnych, dym i krew. Matczyna ręka zepchnęła ją do piwniczki pod podłogą, gdzie trzymali zapasy na zimę. Wzdrygnęła się. To, co zrobiła, ocaliło jej życie.
-Tatulu, tak tutaj straszno – ozwała się po chwili. Kowal dobrotliwie poklepał ją po ramieniu:
-Cichaj i nie bojaj się. Sama przecie nie jesteś.
-Ludziska powiadają Leśnobożec w dębach po zmroku chadza. Na łbie poroże, cały kosmaty i dziki jest. Białogłowy w krzaki wabi…
-Babom jeno bajania w głowach – przerwał jej Kowal – toteż nie dziwota, że po chałupach przykładnie siedzą, mało widziały i mało o Wieloświecie wiedzą.
Pokażę ci zara inne zgoła widowisko.
Wśród opalonych drzew, jak ten bławatek wśród zbóż, leżał spory kamień. Dymił i ciepły był jeszcze.
-Wyjdź no na drogę i bacz, by nikt nie jechał – nakazał dziewczynie. Sam meteor rękami opasał i na wóz zataszczył. Przykrył kapotą, ażeby ludzkich oczu nie drażnić, bo głaz łyskał niemiłosiernie. Wnet ruszyli nazad do amernii.
***
Wężownicy od pół wieku zamieszkiwali cytadelę. Budowla wzniesiona na wapiennych skałach górowała nad miasteczkiem i pomniejszymi wioskami. Oficjalnie Radmir – Wielki Mistrz zakonu był lennikiem księcia Sieciecha, faktycznie dzierżył on na Dorzeczu władzę absolutną, a z roku na rok jego pozycja rosła. Każden, kogo Konwent w swe szeregi miał wcielić z ostrzem na gardle ślubował, że tajemnic życia i śmierci po wsze czasy strzec będzie. Po tym następowała w nim nieodwracalna odmiana: stawał się bezwzględny, mężniał, a źrenice zwężały się mu jak u węża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz