Wiwerna długo wyzdrowieć nie mogła po spożyciu baranka którego jej Dratewka sprezentował. Wszystką wodę z leśnego źródła wypiła i jeszcze jej było mało. A mdliło ją, a kręciło jej się w głowie, końcem końców wyszło na jaw co było prawdziwą choroby przyczyną: ni mniej, ni więcej, któregoś dnia miejsca bezpiecznego dla siebie szukała, a mościła gniazdo, a o owoc ukryć tak bardzo przed obcymi chciała, aż wreszcie zniosła dorodne szmaragdowe jajo! Z tej to właśnie przyczyny żadne dalekie podróże nie były możliwe, a świeżoupieczonej mamie należało wpierw jajo wysiedzieć, a po wylęgu odchować, nauczyć latać i do życia w pełnym zagrożeń świecie przygotować. Czasy były bowiem mroczne; zewsząd na maleństwo czyhało mnóstwo niebezpieczeństw: a to ze strony chłopów, którzy dobrze wiedzieli, że gad do skarbu winien zaprowadzić, a to ze strony rycerzy, którzy uważali, że największym bohaterstwem jest smoka zgładzić i rozkapryszoną jedną, czy drugą księżniczkę swym wyczynem do miłosnej ekstazy doprowadzić.
Bździsław zdołał dzięki swym własnym mocom na powrót przemienić się w mężczyznę. Razem z Gniewkiem przez niespełna miesiąc przebywali w leśnej samotni i żyli tam z gadzią towarzyszką w doskonałej komunitywie, a ta, zachęcała ich, aby po złoto w Smocze Góry się wybrali. Twierdziła, że za intuicyją tam trafią, że żadna mapa, ani niczyja pomoc nie jest im potrzebna. Gniewko kręcił głową na te rewelacje i jak zwykle w takich sytuacjach, miał jedną, wypróbowaną odpowiedź: -Ciemnogród! Bździsław z kolei bardzo chciał zdobyć zebrane przez smoczycę kosztowności, mimo to twierdził, że przez cały okres swojej niezwykłej podróży ciągnie się za nimi jakieś widmo, jakaś zła energia, która od czasów kiedy zrabowali grób wielkiego maga jak rzep psiego ogona się do nich przyczepiła.
Gniewko już na stałe chciał osiąść w puszczy i kiedy Bździsław dotrzymywał towarzystwa wiwernie, on spędzał całe dnie na polowaniu. Przynosił z nich: a to królika, a to związane postronkiem kuropatwy, które następnie rozprawiał i na ogniu dla siebie i druha oraz dla ich smoczej przyjaciółki piekł. Myśliwy zauważył, że od pewnego czasu zaostrzyły mu się wszytskie zmysły. Potrafił zwietrzyć ofiarę nawet z wielkiej odległości, zasadzał się wtedy na nią w krzakach i łapał gołymi rękami i bez użycia żadnej broni. Tak jakby jego wzrok potrafił hipnotyzować i obezwładnić nawet po zapadnięciu zmroku - to było wręcz niemożliwe dla zwykłego śmiertelnika. Ale wśród wielu zalet jakie zauważył w swym nowym, bądź co bądź, zachowaniu dostrzegł też i wady. W dzień i w nocy, w śnie czy na jawie dręczyły go koszmary. Śniły mu się potwory w ludzkich ciałach, z paskudnym, nienaturalnym grymasem na twarzach, z pożółkniętymi rękoma zakończonymi brunatnymi szponami. Demony te, napadały na ludzkie domostwa i atakowały wieśniaków skacząc im do gardeł i zagryzając na śmierć. Po takich marach budził się cały zlany potem. Najbardziej utkwił mu w pamięci moment, kiedy sam siebie przyłapał z twarzą, która zawisła tuż nad krtanią Bździsława, który był pogrążony w głębokim śnie. Wyraźnie czuł zew krwi, pragnął jej, ubóstwiał ją! Ale jak to? – pomyślał. Krwi swego przyjaciela? Podróży swej kompana, powiernika, człowieka, który w złej chwili stał u jego boku? - bił się z myślami. Cóż za potwór w nim siedział? Nikomu o swym wstydliwym odkryciu nie mógł powiedzieć i sam siebie za złe myśli zaczął karcić, a w to miejsce dobro innego wkładać, w końcu zgodził się i na wyprawę w Smocze Góry, o którą tak Bździsław zabiegał. Tam, gdzieś w skalnym królestwie swą siedzibę miały elfy. Nikt ze znanych im osób jeszcze tam nie trafił, wśrod wieśniaków krążyły tylko legendy o miastach misternie utkanych z twardych bazaltow i granitów, a tak delikatnych przy tym, jak gdyby z drogocennej przędzy zrobione były, gdzie attyki, filary i kwiatony jakby z odrębnej koronki się składały. Elfy tak jak wszystko co ich otaczało były cudnej urody: drobne, acz wysokie, o jasnych lub przeciwnie - ciemnych jak smoła włosach, żyły w zgodzie z naturą, a ta, ofiarowała im największy z możliwych dar – dar nieśmiertelność.
c.d.n.
Interesting narrative, you write very well.
OdpowiedzUsuńHugs!!!
Thank you so much. I appreciate it. Best regards ✨️
UsuńCzasem faktycznie ciekawe rzeczy odkryjemy, super widoki :D
OdpowiedzUsuńZgadza się. Widoki z Bryce Canyon. Przyjemnej drugiej połowy października.👍🤗
UsuńMiłego nowego tygodnia ;)
UsuńWzajemnie🤗
UsuńNo, dobrze, że Bździsław powrócił do swojego męskiego wcielenia xD
OdpowiedzUsuńChyba miał już dość tej szopki. 😆
UsuńCzyli Gniewko jest już wampirem. Bardzo ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce i zdjęcia!
Miłego weekendu:)
Nie wiem, czy jest, ale zauważył u siebie niepokojące objawy. Myślę, że zacznie pracować nad swoim zachowaniem, aby nie wampirzyć w przyszłości.
UsuńDziękuję za miłe odwiedziny. Dobrego weekendu 🤗
What a captivating continuation of the story! The wyvern’s transformation into motherhood adds such a unique twist, and the growing tension between Gniewko’s sharpened senses and his disturbing nightmares is deeply intriguing. It feels like the journey ahead to the Dragon Mountains will bring even more fascinating challenges and discoveries. Can’t wait to see what happens next! Please check out my new blog post and let me know what you think: Wishing you a happy weekend. https://www.melodyjacob.com/2024/10/visit-dumbarton-castle-scotland-historic-fortress-dunbartonshire.html
OdpowiedzUsuńHello! Thank you for your kind words and interest in my story. I had a pretty busy weekend and next week is going to be the same. I salute you and wish you a good new week. I'll be visiting your blog soon, my dear.
UsuńCzy już pisałam, że uwielbiam słowo rzezimieszek? ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie! 😀
UsuńI opowiadanie i zdjecia rewelacja. Mega ciekawy rozdział 😍😍😍 Te ujęcia to coś wspaniałego. Kopara mi opadła. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPiękno miejsca robi swoje. Opowiadanie nabiera tempa. Pozdrawiam 🤗
Usuń