Święto Cieni inaczej zwane Dziadami, miało wielowiekową tradycję. W tę jedną, wyjątkową noc żywi kontaktowali się z zaświatami rozpalając na grobach żywe ognie; druidzi hucznie celebrowali Nowy Rok, a magiczne konwenty organizowały sabaty. Cieszyły się one ogromnym zainteresowaniem, jako że wiedźmy po odczynionych dywinacjach, zwykły tańczyć ubrane jedynie w blask księżyca.
Obok części oficjalnej kwitła szara strefa; w kasynach zastawiano fortuny, w burdelach huczało jak w ulu, a kowal odpowiadając na zapotrzebowanie rynku przebranżowił swoją kuźnię na gabinet ginekologiczny i przyjmował tam zbrzuchacone młódki.
Miejscowy władyka przymykał oczy na półlegalne interesa, a i sam uczestniczył w niektórych. Wykoncypował sobie bowiem, że skarbiec miejski wypełni się po brzegi talarami, jeśli pozwoli się mieszkańcom na odrobinę swawoli.
Na tę okoliczność zamek i miasteczko ozdobiono purpurowymi złocieniami i rudawymi aksamitkami; pięknie to wszystko wyglądało, kiedy uliczki w grodzisku rozświetlono pochodniami. Gospodynie od wielu dni przygotowywały tradycyjne wiktuały: udziec barani z rożna, zupę grzybową, szarlotkę i placki z dyni; do tego znakomicie pasowało młode wino prosto z lochu.
Do uszu przechodniów dobiegał gwar i dźwięki muzyki – na błoniach rozpoczeły się właśnie uroczyste obchody. Rabusie zatrzymali się na chwilę przy jarmarcznej studni. Bździsława oparła się o cembrowinę i odganiała głodne kopruchy; zeźlona była przy tym okrutnie i nostalgia tak ją chyciła, że zapragnęła się opić i nie myśleć o smutku. Zapominając przy tym, że cały ambaras wynikł z tej to właśnie przyczyny. Towarzysz niedoli wcale a wcale nie oponował. Zaczepiony kmieć wskazał im najbliższą drogę do oberży i para bezzwłocznie się tam udała. Weszli, usiedli za drewnianą ławą i zamówili sagan bigosu i baniak prymuchy. Karczmiarz przyjął zamówienie i spytał Gniewka, czy nie życzy sobie czegoś specjalnie dla żony. -To nie jest moja żona – odpowiedział naprędce. Od tego momentu ukontentowany oberżysta jął jeszcze bardziej wlepiać ślepia w kobietę. Postawił przed nią wyszczerbiony kufel i nalał z dzbanka żenionego piwa. -To dla pani – rzekł uprzejmie – na koszt firmy. Uśmiechnąl się do niewiasty i odszedł do gości.
-Czy mi się zdaje – czy ten typ się do ciebie zaleca moja duszko? – Gniewko zażartował sobie udając zazdrosnego męża. Na te słowa Bździsław (w damskim wydaniu) załamał się jeszcze bardziej i zaczął ciągnąć gorzałkę jak smok jakowyś u wodopoju, który połknąwszy uprzednio faszerowaną siarką owcę, nie mógł ugasić pragnienia. To jedni, to drudzy spoglądali co chwilę na rozchełstaną na stanie suknię białogłowy. I zapewne z tej to właśnie przyczyny dosiadł się do nich wiejski filozof, a że był po spożyciu, to i odwagi miał niby lew; rozprawiał zatem wiela o traktatach i teoryjach, i… pił. Pił i bełkotał, a później już tylko bełkotał i bełkotał.
c.d.n.
Masz świetny styl pisania! Doskonały klimat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję serdecznie, pozdrawiam. 🤗
UsuńA to mnie zaskoczyłaś Droga MaB. Nie tylko piszesz dobrą poezję, to również nie obce Ci jest pisanie opowieści. Co za pióro! Co za wyobraźnia! Gratuluję.
OdpowiedzUsuńWróciłam z przydługiego urlopu i widzę, że nie próżnowałaś. Z przyjemnością odrobiłam zaległości.
Pozdrawiam bardzo serdecznie...
Dziękuję serdecznie. Ja muszę odrobić zaległości w komentowaniu blogów. Do zobaczenia zatem. I wszystkiego dobrego oczywiście! 🤗
UsuńAż mam to wszystko przed oczami, genialnie piszesz, a historia robi się coraz ciekawsza:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kingo. Historia jest już napisana, ale ją od świeżam, żeby pasowała trochę do obecnych realiów. Już za 2 dni nowa część pozdrawiam. 🤗
UsuńIdealnie oddany klimat tamtych czasów. Fantastycznie się to czyta. Wciągnęłam się MaB. Coraz bardziej mi się podoba twoje pisanie. A Ty jeszcze czytasz to moje opowiadanie na Kasiny świat czy już po ? Daj znać co i jak?
OdpowiedzUsuńOczywiście zajrzę!
Usuń