Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Żywoty rzezimieszków cz.13

Żadna tam chyża, kurna, czy inna zagroda. Chać była drewniana z tęczową na froncie półobręczą.  Ilekroć któryś z nich chciał wyjrzeć zza winkla, mechanizm u podstawy  wprawiał trybiki i przekładnie w ruch tak, iż przekręcała się i widzieli niezmiennie jej oficjalną fasadę.

Tak ich to odkrycie rozsierdziło, że spędzili przy mechaniźmie całe pół dnia: dźgając, robiąc i rzezając po kawałku i czem popadnie. Drapiąc się przy tym po głowie, bo żaden sprzęt szkody jej nie mógł uczynić. Tymczasem dzionek znacząco się posunął i pochylił ku zachodowi.

-Coś mi tu brzydko pachnie… - stwierdził Miłoch  zwracając się do Gniewka i Bździsława. 

-Cuchnie! –  odrzekł zniesmaczony Gniewko.

- A juści czary jakieś! - zgodził się Bździsław.

Miłoch Wirwichwast usiadł podgryzając miękki koniec źdźbła trawy. Nie mógł przecie dać za wygraną. Wstał, zaklął po raz wtóry i trzeci:

- A niech to jasny szlag, chędożone ustrojstwo! Podszedł bliżej i kopnął. Chata obróciła się niespodziewanie i uchyliła podwoje.

No a potem wszystkie wydarzenia przeplatały się jak w malignie: z wnętrza buchnęła chmura czarodziejskiego ziela, wyszła młódka i roześmiała wesoło. Powiedziała, że się setnie ubawiła obserwując ich zmagania. Zmyślną schedę miała po babce, a tamta po swojej prababce. Zostali więc u niej na noc, bo nijak im było w podróż się wybierać, kiedy tak im było wesoło i nic się im nie dłużyło, aż posneli.

Jednak listopadowe noce mają to do siebie, że strach wziął je we władanie. Guślarze od pradziadów rozprawiali, że gdy miesiączek po niebie setkę gwiazd rozrzuci, z mogilników wychodzą z mgły utkane widziadła. Z bezlistnych drzew i pustych gniazd, ze zdziwionych na wieczność dziupli wyłażą leśne licha. I kto to może wiedzieć, co one tam wszystkie w tych zakamarkach robią? W taką noc, gdy niepokój sen przerwie, każda gałązka, co okno twardym palcem trąci, w szpony się uzbraja i porusza się, jakby biła w niej krew…

Przez uchylone drzwi żołdak zobaczył postać dziewczyny, która ich na noc przygarnęła. Szła otulona w ciemną opończę przez polanę, zstąpiła na dróżkę, aż weszła pomiędzy drzewa, aż postać jej cichutko się weń rozmyła.  Scena ta dla żołnierza była jak zachęta, udał się więc jej śladem. Z początku po omacku, uważnie, by nie zdradził go szelest listowia i by trzask gałązek nie spłoszył dziewki. Z czasem  nabrał wprawy i bez trudu się tam poruszał obserwując każdy jej ruch,  każdy gest. Uzbrojona w sierp wiedźma  co rusz przystawiała ostrze do blasku księżyca, po czym ścinała nagle łodyżki ledwo widocznych roślin. Zioła zbiera – tłumaczył sobie najemnik.  Szedł dalej, bo dziwna była dlań ta nocna, niespodziana  wyprawa po leśne runo… 

Po chwili usiadła pod wielkim dębem i zanuciła pieśń w starszej mowie. Rozpoznał ją chociaż językami nie władał. Na nic były mu potrzebne. Lecz od pierwszej chwili pojął sens: jakby dziewczyna na kogoś czekała, jakby swego kochanka śpiewem zwabić chciała… I rzeczywiście. Mężczyzna skulił się w swej kryjówce i niedoli, bo tak jak spał, wyszedł, w samiuśkiej jeno koszuli.  Drżał teraz z zimna lecz zdradzić nie mógł swego żałosnego położenia w obawie, że spłoszy chwili tej czar. Między twardej kory wezgłowiem,  a tonią wilgotnego mchu, ujrzał przedziwny sen. Z leśnej gęstwiny (któż mógł to przewidzieć?) wyszedł rumak z rogiem na głowie. Podszedł bliżej do niewiasty, pochylił się przy niej  i położył głowę na kolanach. A ona śpiewała  mu dalej i głaskała po łbie. Trwało to niecałą chwilę, może dwie, a może trzy, aż do momentu, gdy z oddali dobiegło ich wycie wilka. Jednorożec zerwał się na cztery nogi i pobiegł w kniei odmęty.  I zostało po nim tylko zamazane wspomnienie i w starszej mowie śpiew…

-Wiem, żeś tu jesteś, wyjdź jak masz choć krztynę honoru! – zawołała dziewka. - Po co żeś tu przybył? Sprowadziłeś nań śmiertelne niebezpieczeństwo… - wykrzyczała słowy kierując w miejsce, gdzie schował się Miłoch.

-Wybacz miła pani - wojak wyjrzał z kryjówki i  ratować chciał sytuację. Wiem, głupio wyszło. Jam człek prosty, nieobeznany w tajemnych misteriach, ja niechcący…

-Dusza ludzka łaknąca posiadania i szukająca jeno własnej korzyści nigdy nie znajdzie jednorożca… – ucięłą i spuściła głowę, bo prawdziwie żal jej było zwierzęcia, że uciekło wrażliwe na złe moce na zawsze się oddaliło. Czuła gniew, a Miłoch nie wiedział jak ma tę niezręczność załagodzić.

Nazajutrz nadarzyła się ku temu sposobność, kiedy Bździsław i Gniewko śniadanie spożywali, wiedźma Jagódka zaciągnęła śmiałka do swej alkowy. A ten najpierw zbladł, a później poczerwieniał widząc w jak niechlujnym stanie było i jak zdezelowane miała łoże.

- W przybudówce winny być ciesielskie narzędzia. Myślę, że jak się postarasz, to i do wieczora skończysz. -No już! Bierz się do roboty!

cdn.






6 komentarzy:

  1. What an intriguing blend of magical realism and folklore! The vivid descriptions of the mysterious cottage, the unexpected appearance of the unicorn, and the tension between the soldier and the witch add a rich layer to the story. I particularly loved the connection between the witch's song and the unicorn's magical presence—such a haunting and beautiful moment. The unexpected tasks and awkwardness between the characters also give the narrative a charming, human touch amidst the mystery. The mix of fantasy and emotional depth makes this a captivating chapter!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I'm glad you like my attempts to write fantasy. I often return to old beliefs, legends and fairy tales. I like to interpret and describe them a little bit in my own way.
      I wish you that these coming days will be special for you, and the new year will bring only good events.

      Usuń
  2. Amo el bosque y tu historia. Te mando un beso.

    OdpowiedzUsuń