Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 stycznia 2025

O tym mówią baśnie...



Tako rzekł rozum:

 ...już wszystko stracone,

odeszło w niepamięć

i wyschło na wiór...


...ukryta w ziemi

nadmorska rafa,

akant w kamieniu, 

  zastygły w skale

kopalniany stwór...


...rycerz, królewny

najdroższy skarb,

ciszą zarosłe,

mgłami osnute,

schody na bal...


Odparło serce:


...wszystko co zimą

zaklęciem uśpione,

prawdziwa obudzi pieśń:

z przychylnym wiatrem,

 roztopów pluskiem,

w słońcu płomieni

łagodny deszcz...


AI for Freepik.com





czwartek, 23 stycznia 2025

NIEBIESKIE MIGDAŁY


 

  nie oszczędzam słów

 to nie był przypadek

wszystko na to wskazuje

że nie był


otwieram szeroko oczy

 z uwikłanego w obłoki nieba

kolejny raz spadnie śnieg

każdy gest


każdą myśl połykam 

jak dzielone na pół

słodko-gorzkie migdały


14 listopada 2010

*

AI Image Generator freepic.com 

poniedziałek, 20 stycznia 2025

OdWaga

 

Przeważnie 

jako ludzie

wysławiamy się odważnie:

raz żartem,

raz na poważanie.

Wciąż ważą się nasze ciosy i losy,

niekiedy trudno zapomnieć jest ich znaczenie.

Ponieważ ważne słowa ważą więcej,

 zapadają głęboko w serce.

Tak jak ziarno ozime

w twardej ziemi bryle

śpi przez wieczną chwilę

czekając na nowe życie.


Z resztą nieważne...



Freepic

czwartek, 16 stycznia 2025

Żywoty rzezimieszków cz.15

 Miłoch jak sobie tam chcesz - rzekł pewnego dnia Bździsław. -Zasiedziałeś się u Jagi w alkowie - to pewne. -My to rozumiemy, ale na nas przygoda czeka, wiesz przecie jak jest…


Tego dnia Miłoch stanął przed nie lada decyzją: ustatkować się i żyć w pięknej okolicy, przy dziewczynie, która go chciała – czy pójść z niepewną kompanią w góry, tam, gdzie los niewątpliwie czekał go marny.


I choć był to rycerz, a sam Onufry – władyka na Sobótce herb z jeleniem na rykowisku mu wybrał, to rozum miał nietęgi, nawet nie spostrzegł, że dziewce przykro było się z nim żegnać, że wcale tego nie chciała.


Bo gdyby chciała, to by mnie zatrzymała - wykoncypował sobie. Jaga z kolei, choć sprytniejsza, podobnie do niego myślała.


 Odjechali więc w siną dal z otrzymaną od wiedźmy mapą i nadzieją, że odnajdą legendarną krainę elfów.


Nazajutrz wiedźma zebrała się w sobie i poszła do starszej siostry, która mieszkała na drugim końcu stuletniego boru. Idąc wypatrywała wielkiego billboardu ze złoconymi literami: „Wróżka Gawrycha prawdę ci powie. * Rzucanie i odczynianie uroków * Ziołolecznictwo * Symulator lotów na miotle * Lanie wosku * Lanie wody * Et cetera ”. Siostra miała dobrą passę i trzeba jej przyznać, smykałkę do interesów. Okolica huczała od plotek na jej własny temat, które prawdopodobnie sama preparowała. -”Reklama dźwignią handlu” – mawiała często. Szczęściem wieśniacy bali się jej jak ognia, a im bardziej się bali, tym bardziej jej potrzebowali.


Starsza siostra wypatrywała jej już od dobrej godziny. Obie czuły kiedy druga była w potrzebie. Przywoływały się za pomocą telepatii i rozmawiały. -Jagódko daleko jesteś? Zaraz ci otworzę - usłyszała wiedźma w głowie. Weszła na ganeczek i drzwi otworzyły się.


- Moja duszko, a co tobie? Czemu lico chmurne? Niech no ja dorwę tego gołowąsa! Przycisnęła do siebie szczuplutkie ciało jak jaka piastunka. 


 -Chłystek zakichany! Tfu! - Kasztanowe oczy Gawrychy nagle pojaśniały. -Moja znajoma podarowała mi całkiem udaną recepturę. Jak nic pasuje do sytuacji! Czarownica uśmiechnęła się z przekąsem i rozprawiała dalej. -Przepis jest znakomity. Dostałam od tej szeptuchy z mokradeł, znasz pewnie, co to pomorek pomogła mi z kurnika odegnać.


-Słuchaj, poklepała ją po ramieniu, nic a nic się nie martw. Urok już na jednym takim próbowałam, akurat w noc zaślubin to się niefortunnie zdarzyło, to on w te pędy do mnie, przyjechał na kobyłce na oklep, tak jak go mać powiła, i na kolanach prosił żebym go z niedoli wybawiła. -A ja bezczelnie, że medykamentu nie ma i nie tak prędko znowuż będzie. Składnik rzadki i nic na to nie poradzę - bezradnie rozłożyła ręce gestykulując. Na odchodne nastraszyłam, że może na drugi rok   odczynienia uroku się spodziewać. Sam sołtys to był z Koziej Górki, daję słowo, a tak mi zalazł tedy za skórę, że się powstrzmać nie mogłam. Teraz już dobrze żyjem, ale wtedy to uch… - Mówię ci, znam się na tym! Ale Jaga jej nie słuchała, pokręciła tylko głową i dalej chlipała.


- Gawrysiu, nie trzeba – przez łzy rzekła. – Daj pokój, on nie dla mnie… I znów smutkiem zaszły jej oczy. A starszej siostrze serce fiknęło koziołka. – No jak sobie chcesz – skwitowała…


-Chodź, pokaże ci jakimi ziołami ogród obsadziłam. Poszły w ten czas za chałupę, a tam grządki na kształt ślimaka, umyślnie, wedle nowomody sadzone były, tak, by większość dnia w słonecznej kąpieli się pławiły.


c.d.n.   



AI for freepic.com

środa, 15 stycznia 2025

Kamień pamiątkowy


nic się nie odzywać

nic nie reagować

 wiedzą przecież lepiej

jak ma u nich być

siedzieć sobie cicho 

 na tej półce wspomnień 

wzięty na pamiątkę

wprost z odległych stron 

ze szczęśliwych nocy

zbyt  gorących dni 

świata odkrywaniem

przesiąknięty ił

wziąć  go i przeczekać

czego tu się bać

prawdę czas wybroni

złudę zmieni w pył

co jest czego warte

o co trzeba dbać

kiedy życie mija

 kamień będzie trwać




piątek, 10 stycznia 2025

Żywoty rzezimieszków cz.14

Miłoch zwijał się i krzątał, pot z czoła ocierał, ale nijak nie mógł babie z łóżkiem jej dogodzić. Kiedy tylko projekt zbliżał się ku końcow, wiedźmie wyrko na cztery świata strony się rozlatywało.  Tedy Gniewko niecierpliwić się już zaczął i chciał mu iść z pomocą. Ale Bździsław go powstrzymał i przed czaramu ostrzegł:

 - Zostaw,  nie patrz i niczego nie dotykaj. Ściszył głos na  boki spojrzał, czy aby są już sami: Przecie ona wszystkich nas tu oczaruje... Zdaje się, że Miłoch wpadł po same uszy.

 Tymczasem kobieta i mężczyzna przez las się przedzierali. Bez słów, oddaleni niespełna dwa łokcie od siebie. Nie wiedzieć czemu cisza zrobiła się niezręcznie nieznośna, tak jak przykra może być dla ludzi, którzy ledwo siebie znają...

-A słyszała panienka jak w grodzie kat topora nie naostrzył? – zaczął Miłoch. -Wzion tedy swe narzędzie i ryzał banitę jakby rybę z łuski, haha, a ciężko było utrafić mu w kark, bo tamten u rzeźnika długo robił za talara… Dziewucha oczami przewróciła, westchnęła i tak do niego rzekła: 

-Dworujecie sobie chyba? Wiecie chyba, że przeciwnam wszelkim takim karom! Przecie ja ziołami leczę! Uroki odczyniam! Wszystkie we wsi pacholęta to mnie się strachają! A tu rycerz niewiadomo skąd o głąbiastym kacie mi powiada!  - I co? Pewno jeszcze żeś pan przed szafotem stał i jak ten tłum podziwiał? A co? Może nie?! Każden chłop jednaki! Widok krwi to w szczególności każden upodobał! I poczęła mu wymieniać  paskudnej płci przywary:

- A to, że sprośne kawały i rozrywki lubują;

- Cuchną koniem i bójki wszczynają;

- Żrą jak świnie, a po sobie nie sprzątają;

- A jak im zwrócić kto uwagę, to jeszcze garki potłuką; 

- Bo niewiastę za nic mają i chlać na umór chcą! – skończyła.

Miłoch miał coś jeszcze dopowiedzieć, lecz  na tę chwilę umilkł. Widać wiedźma zła była ciągle zła okrutnie. Nie dość, że jej nocne wędrowanie i misteria popsuł, to naprawy, które podjął w chacie nic mu nie schodziły, a tu jeszcze nowy nietakt do tego uczynił.

-Ale… - zaczął w końcu skromnie. - Ja panience udowodnię żem inny! 

- Tak? A to się dobrze składa! Jak mi chlewik oporządzisz, to dam wam już tę mapę.

- Jaką mapę? –spytał zaskoczony wojak. 

- Jak to jaką? Szklana kula do mnie przrmówiła, że zdążacie do elfiego stadła.

- To się zgadza, a co jeszcze mówiła?

- Tego to już nie powinnam, bo  zechcesz jeszcze zostać… Noc szczęśliwie skryła ich zakłopotanie.

Ciemno było kiedy z chrustem dotarli do chaty. I zmęczeni i w milczeniu poszli  na posłanie. Sami czemu nie wiedzielj spać wcale nie mogli. Długo w noc się wpatrywali, w posłaniu kręcili, aż ich zbudził kur nad ranem przeciągliwym pianiem. 

A nazajutrz już czekała na śmiałka robota. 

 - Hahaha, śmiał się Bździsław, a toś się urządził! O niebiosa! Buhahahaha! Wreszcie żeś odnalazł powołanie – chicholił się idąc za Gniewkiem do dziewki na śniadanie. 

Ala on nic, a nic, nie zważał na głupie gadanie, tylko sprzątał świński chlewik z największym zaangażowaniem, Wszak była to rzecz honorowa, a honor, jak wiadomo, dla rycerza święta.  





Po robocie jak na złość dopadło go lumbago. Poszedł więc do czarodziejki po korzonki na korzonki. A ta kłaść mu się kazała wprost we własne piernaty. I szeptała swoje zaklęcia rozczyniając bolesne uroki.  Potem podkasała kiecę usiadła nań okrakiem. Podwinęła mu koszulę i pijawki przyczepiała ze słoja na plecy. Zatem Miłoch na swe własne życzenie znalazł się w iście żałosnym położeniu.  Z nikąd pomocy, wstyd się komu przyznać i zawrócić nie miał jak.  

cdn.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Żywoty rzezimieszków cz.13

Żadna tam chyża, kurna, czy inna zagroda. Chać była drewniana z tęczową na froncie półobręczą.  Ilekroć któryś z nich chciał wyjrzeć zza winkla, mechanizm u podstawy  wprawiał trybiki i przekładnie w ruch tak, iż przekręcała się i widzieli niezmiennie jej oficjalną fasadę.

Tak ich to odkrycie rozsierdziło, że spędzili przy mechaniźmie całe pół dnia: dźgając, robiąc i rzezając po kawałku i czem popadnie. Drapiąc się przy tym po głowie, bo żaden sprzęt szkody jej nie mógł uczynić. Tymczasem dzionek znacząco się posunął i pochylił ku zachodowi.

-Coś mi tu brzydko pachnie… - stwierdził Miłoch  zwracając się do Gniewka i Bździsława. 

-Cuchnie! –  odrzekł zniesmaczony Gniewko.

- A juści czary jakieś! - zgodził się Bździsław.

Miłoch Wirwichwast usiadł podgryzając miękki koniec źdźbła trawy. Nie mógł przecie dać za wygraną. Wstał, zaklął po raz wtóry i trzeci:

- A niech to jasny szlag, chędożone ustrojstwo! Podszedł bliżej i kopnął. Chata obróciła się niespodziewanie i uchyliła podwoje.

No a potem wszystkie wydarzenia przeplatały się jak w malignie: z wnętrza buchnęła chmura czarodziejskiego ziela, wyszła młódka i roześmiała wesoło. Powiedziała, że się setnie ubawiła obserwując ich zmagania. Zmyślną schedę miała po babce, a tamta po swojej prababce. Zostali więc u niej na noc, bo nijak im było w podróż się wybierać, kiedy tak im było wesoło i nic się im nie dłużyło, aż posneli.

Jednak listopadowe noce mają to do siebie, że strach wziął je we władanie. Guślarze od pradziadów rozprawiali, że gdy miesiączek po niebie setkę gwiazd rozrzuci, z mogilników wychodzą z mgły utkane widziadła. Z bezlistnych drzew i pustych gniazd, ze zdziwionych na wieczność dziupli wyłażą leśne licha. I kto to może wiedzieć, co one tam wszystkie w tych zakamarkach robią? W taką noc, gdy niepokój sen przerwie, każda gałązka, co okno twardym palcem trąci, w szpony się uzbraja i porusza się, jakby biła w niej krew…

Przez uchylone drzwi żołdak zobaczył postać dziewczyny, która ich na noc przygarnęła. Szła otulona w ciemną opończę przez polanę, zstąpiła na dróżkę, aż weszła pomiędzy drzewa, aż postać jej cichutko się weń rozmyła.  Scena ta dla żołnierza była jak zachęta, udał się więc jej śladem. Z początku po omacku, uważnie, by nie zdradził go szelest listowia i by trzask gałązek nie spłoszył dziewki. Z czasem  nabrał wprawy i bez trudu się tam poruszał obserwując każdy jej ruch,  każdy gest. Uzbrojona w sierp wiedźma  co rusz przystawiała ostrze do blasku księżyca, po czym ścinała nagle łodyżki ledwo widocznych roślin. Zioła zbiera – tłumaczył sobie najemnik.  Szedł dalej, bo dziwna była dlań ta nocna, niespodziana  wyprawa po leśne runo… 

Po chwili usiadła pod wielkim dębem i zanuciła pieśń w starszej mowie. Rozpoznał ją chociaż językami nie władał. Na nic były mu potrzebne. Lecz od pierwszej chwili pojął sens: jakby dziewczyna na kogoś czekała, jakby swego kochanka śpiewem zwabić chciała… I rzeczywiście. Mężczyzna skulił się w swej kryjówce i niedoli, bo tak jak spał, wyszedł, w samiuśkiej jeno koszuli.  Drżał teraz z zimna lecz zdradzić nie mógł swego żałosnego położenia w obawie, że spłoszy chwili tej czar. Między twardej kory wezgłowiem,  a tonią wilgotnego mchu, ujrzał przedziwny sen. Z leśnej gęstwiny (któż mógł to przewidzieć?) wyszedł rumak z rogiem na głowie. Podszedł bliżej do niewiasty, pochylił się przy niej  i położył głowę na kolanach. A ona śpiewała  mu dalej i głaskała po łbie. Trwało to niecałą chwilę, może dwie, a może trzy, aż do momentu, gdy z oddali dobiegło ich wycie wilka. Jednorożec zerwał się na cztery nogi i pobiegł w kniei odmęty.  I zostało po nim tylko zamazane wspomnienie i w starszej mowie śpiew…

-Wiem, żeś tu jesteś, wyjdź jak masz choć krztynę honoru! – zawołała dziewka. - Po co żeś tu przybył? Sprowadziłeś nań śmiertelne niebezpieczeństwo… - wykrzyczała słowy kierując w miejsce, gdzie schował się Miłoch.

-Wybacz miła pani - wojak wyjrzał z kryjówki i  ratować chciał sytuację. Wiem, głupio wyszło. Jam człek prosty, nieobeznany w tajemnych misteriach, ja niechcący…

-Dusza ludzka łaknąca posiadania i szukająca jeno własnej korzyści nigdy nie znajdzie jednorożca… – ucięłą i spuściła głowę, bo prawdziwie żal jej było zwierzęcia, że uciekło wrażliwe na złe moce na zawsze się oddaliło. Czuła gniew, a Miłoch nie wiedział jak ma tę niezręczność załagodzić.

Nazajutrz nadarzyła się ku temu sposobność, kiedy Bździsław i Gniewko śniadanie spożywali, wiedźma Jagódka zaciągnęła śmiałka do swej alkowy. A ten najpierw zbladł, a później poczerwieniał widząc w jak niechlujnym stanie było i jak zdezelowane miała łoże.

- W przybudówce winny być ciesielskie narzędzia. Myślę, że jak się postarasz, to i do wieczora skończysz. -No już! Bierz się do roboty!

cdn.