Księżyc był w nowiu i ciemno było w okolicznych lasach i na gościńcach. Dwoje konnych, nie zważając na przenikające zimno i deszcz, podążało kamienistą drogą pośród drzew. -Och, jakże by miło było znaleźć na tym pustkowiu suchy kąt i zasiąść przy gorącej strawie – odezwał się jeden z nich. Para okolicznych rzezimieszków: Bździsław i Gniewko już od dwóch dni była w podróży. Końskie kopyta wybijały rytmicznie czas, a niekończąca się monotonnia robiła się już nie do zniesienia. Po chwili zadumy przez jodłowe gałązki ujrzeli światła domostw. - Jeszcze dwie wiorsty - odparł kaprawy Bździsław. Wątłe światła w oddali bardzo ich ucieszyły, gdyż zmęczeni i głodni byli okrutnie. Należało jeszcze ominąć niewielkie wzniesienie, na którym rozpoznali w mroku zarysy kilkunastu mogił. Z duszą na ramieniu przemierzali aleję ku cmentarnej, lekko uchylonej, furtce i dalej ku światłom. Mimo ponurej ciszy, nagle do uszu ich dobiegł trzask łamiących się gałęzi. Klacz Gniewka, który jechał przodem, stanęła dęba, a jeździec spadł na ziemię. -Psia jucha! -zaklął - ta płochliwa kobyła niechybnie mnie zamorduje! – wysapał podnosząc się rozwścieczony. -Gniewko. Żywyś? Cały? – spytał przerażony Bździsław.
- Ledwo... – wykrztusił rozeźlony Gniewko - Jeśli dalej będzie tak tańczyć z byle powodu, to skończy u rzeźnika - podsumował. Obaj jeźdźcy przez to całe zamieszanie z wierzchowcem nie spostrzegli, że w zaroślach skryła się zakapturzona postać. Gniada czuła to doskonale i dalej wierzgała niespokojnie i na tylnich kończynach stawała wymachując przednimi w powietrzu. Korzystając ze sposobności obca postać zaczęła się oddalać. Wkrótce rozpłynęła się w ciemności tak prędko, że nikt tego nie zauważył.
-Daję słowo przerobię na kiełbasę! - krzyknął Gniewko.
-Cuchnie tu jakowąś padliną -skrzywił się Bździsław. Nie bacząc jednak na smród podszedł bliżej świeżego kopczyka usypanej ziemi.
-Mogiła rozgrzebana, wieko rozbite – skomentował.
-Pochówek i suknia wskazują, że persona raczej wyższa stanem – rzekł Bździsław i począł przeszukiwać truchło.
-Jest! Popatrz no tylko! Medalion? Szczęście nam sprzyja, ze szczerego złota!
W tej oto chwili ożywili się obaj i przyglądać zaczęli zdobyczy układając przy tym plany na przyszłość.
-Można sprzedać płatnerzowi w jakim większym grodzisku i godnie przezimować. – cieszył się Gniewko.
- Zatem w drogę! – zawołał uradowany Bździsław.
Obaj wsiedli na swoje chabety. Cmokając przy tym i ściągając lejce, ruszyli ku Sobótce.
(Nie przypuszczali jednak, że wisior może mieć większą wartość niż trzos wypełniony po brzegi talarami.)
Wkrótce dotarli do pierwszych chałup, gdzie mimo okalającego ich mroku, starali się znaleźć dla siebie jakieś lokum. – Może tutaj?! – "Pod Plugawym Ścierwem" - przeczytał Bździsław.
- No nie wiem. Nazwa brzmi mało zachęcająco – skrzywił się Gniewko. Jak się jednak okazało w Sobótce istniał tylko jeden szynk. Przywiązali więc cugle do opłotków i weszli do środka. Wewnątrz pełno było okolicznej chołoty. Na dodatek dziewki obsługujące gości chodziły w sukniach do kostek zapięte po szyję. A grube były przy tym jak nieszczęście. Z dezaprobatą spojrzeli po sobie.
- Na trakcie nie ma co wybrzydzać przyjacielu – rzekł Bździsław. Dlatego też i właśnie dlatego siedli kornie za stołem czekając na obsługę. Jadło było wstrętne, ale głód silniejszy, wcinali więc zamówione wcześniej kartacze i popijali sowicie piwem. Piwo było znośne. I w tym właśnie momencie do tawerny weszły dwie niewiasty. Bździsław miał wrażenie, że ściągnął je myślami. Gniewko nie odwracając wzroku pacnął w łeb cuchnącego gorzałą brodatego krasnoluda, który korzystając z ogólnego zainteresowania kobietami, zaczął sadowić się przy nich. Pijany brodacz wpadł pod stół, a że był pijany, to już stamtąd nie wstał. Gniewko nie szukał specjalnie zwady, jednak żywił nadzieję, że młódki zasiądą tam, gdzie znajdą jeszcze wolne miejsce, czyli przy ich stole.
-Musi to jakies czarodziejki zjechały – ogłosił Bździsław.
Obie nieznajome smukłe i pięknie odziane rozglądały się po karczmie. Jedna miała włosy ciemne jak heban. Związała je w kosę sięgającą zgrabnego zadka. Druga zaś lekko pokręcone i czerwone jak ogień .
Wiedźmy, tak jak przewidzieli, nie znalazły nigdzie wolnego miejsca i ruszyły ku nim.
Bździsław wpatrywał się głupawo. Gniewko nagle zapomniał języka w gębie Tak mu się sucho w gardle zrobiło, że musiał dla odwagi upić z gąsiorka nieco wiśnióweczki, z którą się nigdy nie rozstawał i którą uważał za swą jedyną panią…
Lubie historie, ktore rozgrywaja sie w innym rozdziale czasowym niz nasz . Bardzo dobrze napisany kawalek :-)
OdpowiedzUsuńA takie tam fantazje spragnionej przygód kury domowej. 😉😘
UsuńJakoś trudno mi się odnaleźć w tamtych czasach.
OdpowiedzUsuńAle imię Bździsław brzmi prawie doskonale :)
Postaram się przeplatać opowieści fantastyczne jakimiś wierszydłami.
UsuńDziękuję za opinię, pozdrawiam serdecznie 🤗
Me gusto el relato. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńEstoy feliz por eso. Habrá más partes. Te mando un beso.😘
UsuńZa samo imię "Bździsław" oraz za nazwę szynku "Pod plugawym ścierwem" masz ode mnie duży plus. Gęba od razu śmieje mi sie od ucha do ucha! No i sama opowieść godna pochwały - soczysty język, ciekawa i wciągajaca fabuła. Niewątpliwie masz talent literacki, dziewczyno!:-))
OdpowiedzUsuńDziękuję będę zbierać plusiki ➕️➕️. I mam nadzięję, że nie obrażę niczyich uczuć, tak mnie wyobraźnia poniosła.Dorego tygodnia!
UsuńLubię imię Gniewko ;) Fajny tekst :D
OdpowiedzUsuńWidzę waćpanny wybietają swoje typy. 😁😉 Dziękuję. 🤗
UsuńJestem pod wrażeniem. Opowiadanie ma świetny klimat!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zapraszam na dalsze części! 🤗
UsuńBardzo mi się podobało :) a przy imieniu Bździsław parsknęłam śmiechem :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBździsław przez swoje radykalne poglądy będzie miał okazje zyskać kolejne doświadczenia. Zapraszam na kolejne przygody rzezimieszków. Pozdrawiam serdecznie. 🤗
UsuńUwielbiam Twoje opowiadania i już widzę drugą część, więc lecę czytać dalej. Świetne jest!
OdpowiedzUsuń