Według starszych obyczajów nie pozostawili bezwładnego ciała na pożarcie zwierząt. Wyzbierali pobliskie kamienie i usypali przedstawicielowi elfiego ruchu oporu niewielki grób. -Ładnie tu będziesz miał - rzekł na pożegnanie Bździsław.
Wracali obaj do grodu zmęczeni i pełni obaw, jaki czeka ich los?
Jak to się mogło stać? Jakim cudem ta potwora zeżarła Abdula? - zachodził w głowę Gniewko.
- Gdybym tylko umiał biegle władać białą bronią... - westchnął Bździsław ustawiając się w kolejkę do wychodka ledwo przekroczywszy bramy miasta. I gdy tylko miał wkroczyć przez skrzypiące doń drzwi, ukazał się przed nim rycerz w lśniącej zbroi i szyszakiem ze zdobnym grzebieniem.
-"Mości panie puśćcie mnie pierwszego za potrzebą." - zaczepił zdziwionego i zadzwonił sakiewką. Bździsław taki był tym zaskoczony, że nawet nic mu nie powiedział i pomagać zaczął zdejmować przyłbice i pancerz. A ta zbroja tak mu się podobała, że przymierzać ją zaczął. Nawet Gniewko nie mógł go powstrzymać. W tym czasie wiwatujący tłum wypatrzył Bździsława i porwał spod wychodka i mimo protestów i kuksańców jednego i drugiego, poniósł w stronę rynku, na którym uroczystości wielkie się odbywały. Albowiem ogłoszono zaślubiny Jarosławny z nic nierozumiejącym, i owładniętym tym całym szaleństwem, lekko zmieszanym rzezimieszkiem. - "A oto i zwycięzca turnieju" - ryczał herald - "a zarazem pan młody w jednej osobie, rycerz Zbysław ze znamienitego rodu, herbu dwa jelenie"- przedstawiał dalej - "żywa kopia ojca, dziada, i pradziada. "Zwycięski orszak podchodzi właśnie do głównej trybuny, a wojewoda wita ich oficjalnie chlebem, solą i gorzałką. Lico Jarosławny niczym kwiat jabłoni pąsowe z wrażeń. Jakże jest uradowana, jakże rozpromieniona i urodziwa!" - komentował dalej konferansjer. -"W lekkich jak zefir jedwabiach, z czołem ozdobionym wieńcem stokrotek, na ramionach niewiasty śnieżne gronostaje."
***
Czekaj, czekaj zara cię zbrzuchaci i skończy się bajka i zaczną pieluchy – pomyślał z przekąsem Gniewko spluwając siarczyście na bruk. Z tych opałów nie będę cię ratował! - uśmiechnął się. Zmęczony widowiskiem poszedł dalej. Złoty interes przepadł – dumał sobie - układy z elfami nie są mi do niczego potrzebne… Mogę teraz zająć się czymkolwiek, mogę się zmienić, ustatkować, ale mogę też pozostać sobą – rabusiem przemierzającym gościńce, łapiduchem i włóczęgą jakich wielu.
Kiedy Gniewko bił się ze swoimi myślami i zeźlony okrutnie dotarł do obejścia, gdzie zostawił swój dobytek, począł przeszukiwać kufry i tobołki w poszukiwaniu bestiarusza. Przeszłego roku buchnął owy rękopis czarodziejce Dobromirze, gdy udawał się za potrzebą i szczęśliwe nie zwrócił, albowiem jedną, czy dwie strony wykorzystać wtedy musiał.