Jak sobie założył, tak też i uczynił. Kiedy tylko słońce pochyliło nisko swe rumiane czoło, udał się Gniewko leśną ścieżyną do wodopoju przy Sowiej Skale uzbrojony w widły, osikowe kołki i inne niezbędne do ubicia bestii akcesoria. A tam nic… Cisza jak makiem zasiał. Przemierzył matecznik wzdłuż i wszerz, ale tam również żadnego śladu strzygi nie znalazł. Wówczas zwrócił się w stronę zagajnika, za którym to stary mogilnik był. Między gałązkami płaczącej wierzby, które wiły się jak rozplecione warkocze dziewki, zaczął wypatrawać wąpierza.
Około północy zimno się nagle zrobiło, aż poczuł na grzbiecie dziwne mrowienie, wtedy to ujrzał wśród omszałych nagrobków i unoszącej się nad tym wszystkim mgły, postać niosącą na rękach kwilące niemowlę.
Tego było już za wiele! Rzucił się na bestię, by ocalić dziecko. Widły ugodziły ją w bok. Strzyga zawyła z bólu i uciekając wypuściła zawiniątko, które wpadło w ręce rzezimieszka. Wziął je, przytulił i poczuł jak spada w świeżo rozgrzebany grób.
Zdrzemnąć się chyba musiał, bo nic a nic nie pamiętał, ani pojąć nie potrafił, co się wcześniej z nim działo i czemu to mija bramę z wielkim pozłacanym napisem na portalu: „Stąd nie będzie wybawienia.” Zatrzymał się zdziwiony i już już odwrócić miał się na pięcie, ale oto obok czarodziej w aksamitach i z siwą brodą się pojawił. Bez ogródek bierze go pod ręke i na przechadzkę po swym sadzie prowadzi. - Widzisz rzezimieszku – tako rzecze – Po pierwsze dobrześ uczynił, żeś dziecko wyratował, ale sam pomyśl, gdy ubijesz bestię, to jednaką bestią w ten czas zostaniesz. Po wtóre, nic to nie pomoże, że jej złe zamiary przebaczysz i odejdziesz w nieznane, przetoż strzyga nie przestanie polować. -Czyli i tak źle i tak niedobrze? - wtrącił Gniewko. Nieznajomy poklepał go po przedramieniu. - Widać powoli miarkujesz. Po trzecie, w garść się wziąść trzeba, podrzutka wychować, młyn z pajęczyn obmieść, parobków nająć i interesa kręcić. To mój warunek, bezinteresowna pomoc i najlepsza z możliwych rad… Po tych słowach pojaśniało: i w głowie, i w urokliwej okolicy, bo odgarniając niesforne gałązki jabłoni, wyszli ze szpaleru drzew na zlane słońcem i upstrzone rudymi krowami pastwisko. Bydło nic sobie oczywiście z najścia niespodziewanych gości nie robiło, tylko chwytało ostrym jęzorem zielsko i rzuło wymownie, jak miało w swoim zwyczaju. -Tak już ten świat jest urządzony – mówił dalej czarownik – ni lepszy, ni gorszy, lecz tak, nie inaczej, działa ów machina.
-Ale mnie w jednym miejscu trudno jest wytrzymać – z przekory marudził Gniewko.
-To, że łatwo nie jest, to każdy mędrzec wie i w swych księgach jako naukę dla potomnych zapisuje. I ja ci swą mądrość jako radę na przyszłość ukazuję. - Twardym trza być, nie miękkim. Twardy mąż - przemawiał dalej czarodziej - godziwy i zamożny, dziewkom niezmiennie imponuje. Przecie jak się zaprzesz, to dasz radę, czyż nie?
- Nie inaczej! - wypalił jak zaczarowany rzezimieszek.
Po tych słowach postać znikła, a Gniewko przebudził się nagle z przedziwnego letargu.
Nad mogilnikiem wisiało już złote jak talar słońce. Schował zawiniątko za pazuchę, uchwycił wystające ze ścian krypty korzenie i wydostał do świata żywych. Wikół kobierce mchu i porostów pokrywały nagrobne kamienie. Cisza, ani żywego ducha, aż się rzezimieszek sam siebie wystraszył, gdy odgłos brzucha jak ten bąk w trzcinie zaczął grać.
Opuścił więc cmentarzysko i udał się do młyna. Tam zjadł ze smakiem pajdę chleba z serem, a dziecku przygotował mleko. Kiedy przewijał zmoczone pieluszki, zauważył, że znajda jest dziewczynką. Trochę go to odkrycie rozczarowało, bo jeśli nawet miałby srajdka zostawić, to bardziej przydałby mu się chłopiec do pomocy. Utulił, ukołysał i dziecko zasnęło. Zakasał rękawy i wziął się do roboty, jak mu kazał nieznajomy. Na początku, zaczął niezdarnie od wymiatania liści, które jesienią nawiał wiatr. Potem strącaniem sieci pajęczych, odkurzaniem i porządkowanie skrzyń. A kiedy związywał powrozem worki ze zbożem i gdy upychał słomą podziurawione przez gryzonie worki, z zakamarków wyległa chmara myszy ze starym, mysim królem na czele, który przemówił do niego ludzkim głosem:
-My pierwsi tu byli! Zabieraj manatki i zmykaj, gdzie pieprz rośnie. Bo będziesz miał z nami do czynienia!!!